25 listopada to Dzień Pluszowego Misia.
W mojej pracowni powstały kolejne. Co prawda nie pluszowe...
...i od razu pomaszerowały do pokoju Kasi.
To moje autorskie projekty. Najwięcej zabawy mam przy tworzeniu wykrojów pyszczków. Ich modelowanie to niezwykle pasjonujące zajęcie :)
Do ostatniego zdjęcia wkręcił się niepostrzeżenie flanelowy misiu-Zdzisiu. To historyczny egzemplarz. Pierwszy miś popełniony przeze mnie :)
I znowu mam ochotę bawić się więcej i więcej...
...a czasu na zabawę brak, bo priorytety, bo święta idą, bo...
A FABRYKA MISIÓW z okazji święta tych nieocenionych towarzyszy dzieciństwa, po raz trzeci organizuje sympatyczną zabawę.
Jeszcze jest trochę czasu, aby się do niej dołączyć.
Ja swojego misia nie jestem w stanie odkurzyć. Tak naprawdę nigdy nie miałam swojego osobistego. Tak jakoś się złożyło... Misia miałyśmy na spółkę ;) z siostrami. W sumie z tej przyczyny był wybawiony na 300% i pamiętam, że był nieźle sfatygowany... i pamiętam, że miał króciutkie futerko miodowego koloru. To on był naszym najdzielniejszym pacjentem, który bez słowa znosił wszystkie zabiegi troskliwych pielęgniarek w warkoczykach. Uwielbiałam aplikować mu zastrzyki... taką szklaną jeszcze strzykawką. Całkiem prawdziwą ;) Wypchany jakimś siankiem, absorbował wiele dawek tajemnych płynów. W końcu jednak następowało przegięcie... i misiu zaczynał ...kapać. Lądował wtedy na sznurze i przyczepiony klamerkami do bielizny za uszy, dyndał sobie cały dzień w promieniach słońcach, owiewany wiatrem...aż komisja lekarska uznała, że wysechł całkowicie i może powrócić na łóżko szpitalne i znowu nastawiać swoją dzielną dupkę i łapki do kłucia pokrzywionymi igłami. Cóż, 40 lat temu jednorazówek nie było ;) a w naszym warkoczykowym szpitalu sprzęt medyczny był wykorzystywany do cna ;)
Dla odmiany moja Kasia ma misiów całą armię... ale jednego najukochańszego -Tadeusza vel Teddy
Czekał na nią pod choinką w 2002 roku ... i od tego czasu wiernie towarzyszył jej niemal na każdym kroku. Zabierany we wszystkie podróże. Zaliczył m.in. 4 rejsy statkiem do Ameryki Płd, więc cieszy się niezwykłym poważaniem na półce wśród całej armii ;)) misiów. Kiedy nikt z ludziów ;) nie słucha, snuje morskie opowieści swoim licznym kuzynom. Żaden mu nie "przygula" ;)
To on wyglądał cierpliwie lądu na horyzoncie... a na wachcie dawał komendę do maszyny "CAŁA NAPRZÓD"
...to on usypiał w koi Małą Księżniczkę i pocieszał ją w jej małych smuteczkach...
...i zapewne zostanie najlepszym przyjacielem dzieciństwa tej małej już kobietki ;)
A że jest urodzonym obieżyświatem i podróże ma we krwi to często można przyłapać go na planowaniu nowych wojaży... i nie ważne, że większość z nich to takie typowe... "palcem po mapie"...
Pozdrawiam Wszystkich moich gości serdecznie i zachęcam do wspomnień i odkurzenia swoich misiów :)
Cudne misie Penelopo!:)))
OdpowiedzUsuńTwoje autorskie - rozpoznawalne bardzo - piękne po prostu!:)
Moje wspomnienia dotyczące misa, bardzo podobne do Twojego. Mój "Miniu" też zastrzyki dostawał, do tego stopnia że sianko w środku nie teges i mama na śmietnik z nim. A ja z tego śmietnika z powrotem do domu i tak kilka razy... ;)
Pozdrawiam serdecznie!:*
A moj misiaczek po prostu zaginal :( Mial futerko w kolorze jasnego miodu, albo zlotego piasku-jak kto woli, jendo oczko z guziczka i umial smiesznie burczec, kiedy sie go odwracalo do gory nogami...Nigdy lalek jakos nie lubilam, byly takie twarde, takie bez wyrazu, bez ciepla...
OdpowiedzUsuńKiedy bylam w ciazy z synem, kupilam misia, i mowie synowi zeby go sluchal, bo misiu jest starszy i nalezy mu sie szacunek ;)
Uwazam ze kazdy z nas powienien miec "swojego niedzwiadka", to zawsze laczy nas z dziecinstwem i pozwala choc troche dzieckiem pozostac:)
Twoje srebrnoszare misiaczki, sa slodkie i juz teraz widac ze maja charakterer ( pewnie po mamusi;).
A ja obfoce nasze domowe miski i tez zamieszcze je na blogu - a wiec za Twoaj sprawa rusza akcja pt: Niedzwiadki naprzod !
Dziękuję Penelopo za sentymentalną podróż w czasie. 40 lat temu ja też miałam pluszowego misia wypchanego trocinami. Byłam chorowitym dzieckiem i szklane strzykawki były w moim domu w każdym kącie. Ta pluszowa bida równie dzielnie wytrzymywała hektolitry zastrzyków :-)Przetrwał moje młodzieńcze lata i dokończył żywota w łapkach mojej wówczas małej córki.
OdpowiedzUsuńTwoje autorskie pluszowe mordki są urocze. Od razu chce się je przytulić do serca.
Ściskam ciepło
Twoje misiaki mają bardzo oryginalne mordki :)
OdpowiedzUsuńi wcale ci się nie dziwie że uwielbiasz je tworzyć, to na pewno niesamowita zabawa :)
Misiu-Zdzisiu super zuch! podobnie jak ty nie mam misia z dzieciństwa ale z tego dorosłego okresu i owszem więc przyłaczę się do zabawy :))
Miłego dnia!
Tadzik jest super!
OdpowiedzUsuńTwoje mają takie fajne pyszczki.
Miś podróżnik jest super, trochę mu zazdroszczę tyle zwiedził i zobaczył nowych miejsc, ma co opowiadać. Twoje misie są urocze.
OdpowiedzUsuńUrocze misie!
OdpowiedzUsuńAleż wspaniale i miło czytało mi się Twój post :)
OdpowiedzUsuńMisie są prześliczne, a zdjęcia córci z misiem mnie urzekły:)
ściskam mocno i dobrego poniedziałku życzę,
Aga
śliczne te Twoje dzieła misiowe !!! Ja już mojego nie mam, zginął gdzieś po drodze do dorosłości, moja starsza siostra ma natomiast swojego misia - partyzanta do dzisiaj ...nie ma jak to misie jednak...Tosia też już ma taką ociupinkę a i mój Mieszko też choć woli jakoś Pluta...pozdrawiam, ewa
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńno nie te mordki....jak u misia grizli)))..oj ja kochałam misie ponad wszystkie lale...moja ciocia była pielęgniarką...miałam też taka strzykawkę...oj jak on godnie znosił zastrzyki...a potem dostałam misia-pandę..miałam 7 lat.....miała mi towarzyszyć w szpitalu...ale była obawa,ze dzieci mi go zabiora....och wspomnienia:))...nawet nie wiedziałam ,ze jest taki dzień:)))
OdpowiedzUsuńPiękny post...przenoszący nas w lata misiowych przytulanek-naszych przyjaciół:))
Piękne misiaczki!!! Aż sama bym takiego chciała... ;-)
OdpowiedzUsuńCudny post! Az mi serce szybciej zabiło, gdy zobaczyłam- jak wspaniałe misie tworzysz.Są absolutnie wyjątkowe i mają w sobie to "coś " Kilka z ich przypomniało mi twarz sowy mądrej głowy , może puszczyka a może puszczka jeża , mam nadzieję, że wybaczysz mi te skojarzenia. Tym bardziej jednak są one prawdziwie oryginalne i jakby "bardziej żywe"
OdpowiedzUsuńWspomnienia z rejsu wspaniałe i ujmujące wspomnienia misiowych towarzyszy.
Dziękuję Ci za ten post
Serdecznie pozdrawiam
Uśmiechałam się przez cały czas czytając Tówj post :)
OdpowiedzUsuńja nie mialam takiego misia, dostalam misia od meża w tym roku na imieniny:) ale do zabawy się przylaczę i pokaże misia mojego męża, ktory towarzyszy mu od urodzin:)
OdpowiedzUsuńPenelopo, Twoje misie są przecudne :)) A historia o misiach łapie za serce - ja też miałam przechodniego misia - przechodził z jednego dziecka na drugie w rodzinie, wraz z tym jak dzieciaki dorastały - na mnie "przechodniość" misia się skończyła :D Nikomu go nie oddałam, szyłam mu ubranka :) I utopiłam go w wodzie w beczce po kapuście - i potem się suszył za uszy u dziadków:)
OdpowiedzUsuńMoże dlatego mój syn dostał misia jak miał parę miesięcy. Miś ma szlafroczek z długimi uszami, jak królik - i te uszy, to jest najbardziej wymemłana rzecz na świecie :) Ale miś jest wiernym towarzyszem wszystkich zabaw, podróży, smutków i radości - i tak ma właśnie być, każdy miś zasługuje na to żeby mieć swoje dziecko :)
Śliczniutkie te Twoje misiaczki, Penelopo :)
OdpowiedzUsuńJak to miło, że pamięta się o swoich przyjaciołach z dziwciństwa... Szkoda, że w dorosłych życiu niektórzy boją się przyjaźni i związanej z nią odpowiedzialności, nie wierzą w jej bezinteresowność i poświęcenie... eh, ale ja nie o tym chciałam... W dzieciństwie miałam całe zastępy misiaków różnej maści, ale najbardziej "zużyte" to czerwony miś od chrzestnej, który kilka lat temu dorobił się pomarańczowego sweterka z gruszką (hihi) oraz biało-fioletowa króliczyca, Grażynka, którą dostałam od mojej Mamy, kiedy miałam, zaraz, zaraz... całe 8 lat! Niedawno ją odkurzyłam właśnie i siedzi sobie wiernie przy łóżku w sypialni. Była ze mną praktycznie wszędzie :) Przypomina mi o więzi z Mamą, o tym, że siedzi we mnie dzieciak... Super, że nasze misiaki też mają swój dzień. Jeśli czas pozwoli, to może wezmę udział w zabawie ;) Pozdrawiam cieplutko!
Jakiż sympatyczny post :-) Bardzo przyjemnie dzięki temu spędziłam właśnie czas u Ciebie :-) A misie prześlicznie Ci wyszły - z tej strony Cie jeszcze nie znałam :-) Ale widocznie tak już jest, ze zdolne osoby, za cokolwiek się wezmą, robią to doskonale :-) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiekny post, mam sentyment do pluszowych misiow, cociaz moj mis byl ciezki, wypchany trocinami i wcale nie pluszowy. Ale mam w domu teraz 3 prawdziwie pluszowe, male misie, co prawda teraz zniknely gdzies w czelusciach kartonow przeprowadzkowych, ale gdy tylko bede miala dla nich miejsce, swiat je pozna:-)
OdpowiedzUsuńsciskam
B.
Moje miśki z dzieciństwa nie przetrwały tych wszystkich operacji, jakie musiały przechodzić. Widać marny ze mnie był chirurg ;) Ale słabość do pluszowych misiaków mi pozostała i dziś zdarza mi się przygarnąć jakiegoś smutaska z "bidula". Twoje miśki kształtem mordki przypominają mi "Niedźwiedzia w dużym niebieskim domu". Bajka współczesna, ale bardzo lubiłam ją oglądać z moją Olą. Pozdrawiam Cię cieplutko.
OdpowiedzUsuńMisiek ze spojrzeniem "przytul mnie" - wyszedł bombowo. Fajne mają pyszczki, pięknie dopracowane! A swojego miśka będę miała okazję odkurzyć na święta - wyleniały z okiem-guzikiem, pewnie za mną tęskni...
OdpowiedzUsuńsliczne misiaki
OdpowiedzUsuńA ja za misiami jakoś nie... Za to bardzo podobała mi się Twoja misiowa opowieść, szczególnie te humorystyczne aranżacje. Zazdroszczę Tedy'emu tych wojaży - będzie miał co wnukom opowiadać :)Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPiekne maja pyszczki, a misi podroznik jeste swietny :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCudowne te Twoje misie !!!!!! A flanelowy bosssski!!!!
OdpowiedzUsuńJa mam swojego misia, mało się nim bawiłam bo miał dłuuuugie futro i mruczał (mruczy do dziś, a właściwie beczy) jest tworem NRDowskim i pamiętam dokładnie dostałam go na Gwiazdkę gdy miałam 5 lat. Raczej nie nadawał się do zastrzyków (lalki za to dostawały w d...) on był taki "tronowy" siedział i patrzył na cały świat z góry. Dopiero jak moje małe się do niego dorwały zmienił pozycję i futro mu się zmierzwiło. Ale nadal mruczy (beczy...) i leży gdzie popadnie...
(cóż za brak szacunku ;-)
Uściski dla Ciebie i misiaków:)
Bardzo sympatyczne sa twoje miśki.
OdpowiedzUsuńwidzę że maja mechanizm w łapkach, czy tak?
Rozczuliłam się tym wpisem...
OdpowiedzUsuńŻałuję, że nie miałam swojego misia. Miałam za to ukochana lalkę również bardzo chorowitą:). Miała otwartą buźkę i namiętnie karmiłam ją tartym jabłkiem z pokruszonymi ciastkami. Ładowałam w nią te "glajdki" ile wlezie. Matko...co ona musiała mieć w środku:)
Misiaka swego ma mój syn. Kiedyś ubierał go w śpioszki teraz jako 18-letni mężczyzna już się tak nie bawi, ale misiek nadal siedzi na półce.
Twoje miśki to słodziaki, zwłaszcza ten z dłuższym noskiem mnie ujął. Ma taki nochalek do wycałowania i nawet ,gdyby coś przeskrobał to swoją miną odkupiłby wszelkie występki. Tadzikowi zwyczajnie zazdroszczę tych wszystkich podróży:)
Pozdrawiam serdecznie:)))
.........wracają wspomnienia. I te misiowe i te z bezmisiowego dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńNie miałam swojego misia. I jakoś nigdy nie chciałam mieć, ale swojemu pierwszemu siostrzeńcowi zrobiłam misia na drutach, wypełniłam pończochami, kawałkami materiałów - giął się we wszystkie możliwe strony. Od główki po pas był cały pomarańczowy a dół w paski, bo taką miałam wełenkę. Wyszedł......... okropny, schowałam go na dno walizki i nie dałam, ale siostrzeniec uczestnicząc w przepakowaniu tejże walizki zobaczył pomarańczowe "cudo" - zawołał: ciem gapa (cokolwiek to miało znaczyć), wtulił się w maszkarę i tak zostało przez lat, niestety następny siostrzeniec bał się pomarańczowego cudaka i tak Gapa wylądowała na śmietniku. Szkoda.
Super misiowe opowieści... ja nie miałam misia, więc żadnego nie odkurzę.
OdpowiedzUsuńA za renowację mebli masz u mnie Nobla!!!
Penelopko przedstawilas cudowna historie swojego- nieswojego-wspolnego misia:-)
OdpowiedzUsuńMozemy podac sobie lapki, ja misia takiego mocno osobistego rowniez nie posiadalam:-)
Pozdrawiam Cie Kochana bardzo cieplutko!
śliczne te Misiaki które uszyłaś:) Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńOj, ja juz zaluje ze moj mis nie zachowal sie do obecnych czasow.
OdpowiedzUsuńTe stworzone przez Ciebie, sa nadzwyczajne, podziwiam za wymyslanie wykrojow.
Pozdrowionka sle
Penelopo, замечательные медведи и очень интересный рассказ.
OdpowiedzUsuńI jak tu nie kochać misia :)
OdpowiedzUsuń*anya.es -to Twój Miniu niezłe miał przygody -jednym słowem bohater dramatyczny ;)
OdpowiedzUsuń*savannah -to czekam Twojego misiowego wpisu
*MariaPar -no właśnie! to były raczej trociny, a nie żaden sianko. Dzięki, że pamięć mi wróciłaś ;) a przyznasz, że tamte szklane strzykawki miały swój urok ;) nie to co to dzisiejsze badziewie plastikowe ;))
*ika -misie z dzieciństwa są niezapomniane, ale te z późniejszego okresu, szczególnie, kiedy kojarzą się nam z pewnymi sytuacjami, bliskimi nam ludźmi, stają się wyjątkowe :) Opowiadaj!
*Blue -o tak, Tadeusz już na swojej półce jest niekwestionowanym gawędziarzem ;)
*aga.ocean -Twoje życzenia się spełniły :) Dziękuję :))
*ewamaison -musisz koniecznie pokazać tą ociupinkę Tosi. Już się doczekać nie mogę :)
*Qra Domowa -to dokładnie wiemy jaką frajdą była zabawa taką strzykawą szklaną ;)
*bubisa -jeśli nosimy w sobie choć trochę dziecka, to zawsze będą nas zachwycać misie, nie tylko pluszowe ;)
*ivon777 -za co miałabym się obrażać, wręcz przeciwnie, dziękuję Ci za tyle miłych słów pod adresem moich misi :)
*ABily -miś od kogoś kogo kochamy musi być wyjątkowy, niezależnie od lat, które mamy za sobą ;)
*yenulka - ja też, jako najmłodsza z trzech sióstr bawiłam się po prostu wspólnymi zabawkami. I wcale nie uważam swojeg dzieciństwa za smutne :)
...ale misiem utopionym w beczce mnie zabiłaś ;))))
*petra bluszcz -musisz koniecznie pokazać tego czerwonego misia... no i Grażynkę; nie szkodzi, że króliczyca, ważne, że ukochana :)
*B. -te ciężkie mmisie, wypchane trocinami były z pewnością tak samo (jak nie mocniej) kochane, jak te piękne, mięciutkie, pluszowe... choć te ostatnie zawsze chwytają za serce. Poczekam i ja na moment, kiedy Twoje misiaczki wyjdą z kartonów :)
*Mira -"Niedźwiedzia w dużym niebieskim domu" i ja z chęcią oglądałam ...chyba z Kasią... piękna bajka o przyjaźni :)
*bestyjeczka - te z guzikowymi oczami najbardziej chyba chwytają za serca :)
* dom artystyczny -ach, te NRD-owskie misie. Pamiętam je... były obiektem westchnień nawet babć i mamuś ;))
*jaga -łapki mają owszem ruchome, ale bez żadnych mechanizmów. Po prostu zamocowałam je najzwyklej w świecie igłą i mocnym sznureczkiem.
*5.monika -taka lala do karmienia to dopiero musiała być cudna. Czułaś się zapewne jak prawdziwa mama ;) Nawet teraz Ci jej zazdroszczę ;))
*Lutka22 - te wełenkowe są przesłodkie. Moje córcie miały podobne lalki i darzyły je wielką miłością. Hani był Pimpek-Franek, a Kasi wydziergałam własnoręcznie Pamelę (z biustem i rudymi włosami) ;))
* Margott -wyciągam więc łapkę do Ciebie ;))
**ANA, Magda, __KASIA__, Aga, burana25, dudqa, Milena, Bree, Ataboh, Miuu, Atena, Светлана Шаламова (svetashal), Biała Korona - :)
Twoja opowieść piękna i ciepła, moja mam mi opowiadała, że miałam takiego swojego miska ulubionego, żaden inny nie wchodził w grę tylko ten brudasek jeden, którego nawet uprać nie dawałam :)), no ale nie mam go na pamiątkę niestety, mam natomiast misie swoich córek ulubione więc misiową kolekcję może też pokażę ;))
OdpowiedzUsuńuściski!
Misiaki boskie, zwłaszcza drugi z oklapniętymi uszkami rozczula swym pyszczkiem !
OdpowiedzUsuńMisiu podróżnik Twej córci rewelacyjny ,widać ,że przytulany....świetna opowieść .
Buziaki.
a ja dopiero jak mój starszy syncio poszedł do przedszkola (czyli 3 lata temu) dowiedziałam się, że jest Święto Pluszowego Misia...!!!
OdpowiedzUsuńTwój Przytulak jest cudny a jego mordka mnie rozbroiła - przypomina mi tego.... kurczę nie przypomnę sobie teraz... no "wyginam śmiało ciało"... hi! hi! hi!
Mój ukochany Misiak z dzieciństwa był wypchany styropianem czy czymś podobnym i ciągle musiałam go łatać bo wszędzie walały się białe kuleczki. Ale był mój! - ukochany, ubrudzony, "odchudzony" i z wystającymi nitkami po pracach nieudolnej krawcowej:-)
Pozdrawiam serdecznie!
Kochana Penolopo, twoja twórczość poprostu mnie zachwyca!! czego się nie dotkniesz to poprostu magia! Chciałabym choć w połowie posiadać Twoje zdolności.... Misie super.
OdpowiedzUsuńW końcu miałam też czas żeby pooglądać inne posty i wiesz co? ja taki stół wywaliłam, w życiu bym nie wykonała takiego cuda które ty zrobiłaś.
Jak zawsze oczarowana
Asaia:)
Myszko , zakochałam sie w Twoich misiach ...mają coś takiego w tych pyszczkach , że tylko patrzeć im w oczy i od rzeczywistości odpłynąć :))) A mój miś z dzieciństwa był większy ode mnie , wyglądał jak panda , służył mi za przytulankę , powiernika i kanapę :) Buziaki
OdpowiedzUsuńPiękne misiaki stworzyłaś !!!
OdpowiedzUsuńPyszczki mają urocze !!!
Zdolna z Ciebie babeczka !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pozdrawiam Agnieszka
Wspaniałe misie stworzyłaś, bardzo podoba mi się połączenie z tą tkaniną w kratę!! No i mają taki charakterny wygląd:D
OdpowiedzUsuńA historia misia-podróżniczka piękna, od razu robi się cieplej:) No i przypomniałam sobie o własnym misiu, przytulance z dzieciństwa:)
Czasami nawet misiowi można pozazdrościć;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od Fuzia, jest takim właśnie przyjacielem Lulu i jutro znowu z nim wyjeżdża ale tylko do miasta:)
Buziaki:)
Misie są prześliczne:)
OdpowiedzUsuńOch pamiętam swojego pierwszego wielkiego misia z dzieciństwa,którego przekazałam w wieku siedmiu lat siostrzenicy...stwierdzając,że jestem już za duża aby mieć zabawki;))
A teraz na sofie mam dwa brązowe Niedźwiadki... pokaźnych rozmiarów...do których czasem milusio się przytulić;)
Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam serdecznie;)
Ja nie miałam misia, miałam za to królika (pluszowego i żywego), a z innej beczki ma Pani
OdpowiedzUsuńklimatyczny blog, lubię do niego zaglądać
pozdrawiam ciepło
Karolina
Cudny post, jeszcze cudnejsze misiaki i zdjęcia i podróże i Ty Penelopo
OdpowiedzUsuńDzękuję, wzruszyłam się i z uśmiechem przypomniałam sobie mojego misia, który był żółty i plastikowy i za nic nie mogłam w niego wbić strzykawy. Trocinową miałam małpę z NRD, w latach 70-tych to był podobno rarytas
Hehe! Zdąrzyłam! Odwiedziłam rodzinny dom i zrobiłam zdjecie czerwonego misia. Efektem jest oczywiście przyłączenie się do zabawy i opisanie misiowych historii u mnie na blogu. Serdecznie Ci, Penelopo dziękuję za informację o tej akcji. Dużo cudownych wspomnień odżyło :) Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńtak, wiem, zdążyłam, a nie zdąrzyłam... eh, razem z powrotem do dzieciństwa wróciła też niechęć do ortografii :D
OdpowiedzUsuńWitam Cię ponownie ... Z radością wracam do tego postu, by spotkać raz jeszcze te niezwykłe misie . Mają duszę , no po prostu mają i już. Miśki są różne, ale te, których twarz wyraża emocje zdarzają się rzadko. Misie potrafią budzić w nas emocje ...skojarzenia z czymś miłym, ciepłym, bliskim , przytulnym; ale istotnie rzadziej się zdarza, by patrząc na nie dostrzegać ich dobroć w oczach , wierność , oddanie. Wiem wiem- fantazja moja granic nie zna , ale te misie bardzo mnie poruszyły. Az chce się je ożywić... dostrzegam w nich dobroć i mądrość, to wielka sztuka stworzyć coś co nie tylko piękne, ale i porusza . Jednym słowem sztuka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo bardzo serdecznie
no i jeszcze w tym wszystkim watek jeden zgubiłam, bo czytając komentarze- tez mi się przypomniał miś wypchany trocinami ... oj- ile ja wlałam w niego wody przez szklane strzykawki. No i ma się rozumieć - tylko szklane / Luer / i te igły metalowe, ależ miałam szpital...
OdpowiedzUsuńUciekam spać, bajkowych , pełnych magii snów życzę
Wzruszylam sie szczerze i gleboko :'-) Ja tez mialam misie so spolki z siostrami jedynie, tez im aplikowalysmy zastrzyki sprzetem naszej Mamy - pielegniarki. A w naszym misiowym gronie byl wlasnie mis (o, byl to pokaznych rozmiarow MIS) naszej Mamy, biedak nie mial juz uszow ze starosci ;-). Mile sa takie wzruszenia. Dziekuje i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMisie jak najbardziej zasłużyły na swoje święto:) Kto jak nie one utulą,pocieszą...zawsze są kochane.
OdpowiedzUsuńCiekawe misie, fajnie że tworzysz po swojemu.
OdpowiedzUsuńTeż tak lubię - to lepsze niż szycie według szablonów.
Miałam misie w dzieciństwie - pamiętam, że były dwa duże ok 80 cm z róznymi futerkami: zółtym i brązowym. Miały na imię Michałek i Maciek. Najpierw były moimi towarzyszami zabawy. Potem pacjentami. Strasznie chciałam być pielęgniarką... Oj dużo by pisać... ale misie w tym okresie były bardzo biedne...
Pozdrawiam Ela
http://elakuela.blogspot.com/
Cześć, podziwiam, jak czytasz te wszystkie komentarze. Jak pieknie i wzruszająco ludzie piszą i wspominają.Ja tez zamiescilam dla ciebie misie mojego męża na blogu i wysłalam je potem mailem pod adres, gdzieś indziej był podany. Dostałam odpowiedz i byly zamieszczone na ekspozycji misiow.
OdpowiedzUsuńJak tam angielski? Mozemy "porozmawiac" mailowo, bo ja w Polsce prowadzilam szkołe językową, znam sie na rzeczy:). Teraz prowadzi ją moja córka, a ja sie uczyłam kilku języków.Pozdrawiam.
Zapraszam po wyróżnienie.
OdpowiedzUsuńPoczciwe te Twoje misie, dobrze im z oczu patrzy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mija kolejny rok, kolejny Dzień Pluszowego Misia, a ja sobie właśnie uświadomiłam, że misia to ja nigdy nie miałam!!! .... ale nie o tym chciałam pisać
OdpowiedzUsuńOdebrałam właśnie przesyłkę z Atelier Penelopy i chciałam podziękować za fantastyczne wykonanie, zapakowanie ... nie mówiąc już o niespodziance! Dziękujemy M. :)))
♥
OdpowiedzUsuńOglądałam własnie stół - to naprawdę ten sam O.o łał! No i misie - lubię, ciągle z jednym śpię i D. jest o niego zazdrosny... :P a sam mi go kupił ^^ a co do szycia misia to ciągle mam zamiar ;) buziaki
OdpowiedzUsuńjestem. dołączyłam do tego niezwykłego grona bloggerek..
OdpowiedzUsuńnieśmiało zapraszam do siebie
http://home-znaczy-dom.blogspot.com/
pozdrawiam ciepło!
ojoj jak cudownie aż "mi-sie" łezka wzruszenia zakręciłą :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe rzeczy tworzycie, dodaję Cię/Was (? ;)) do znajomych i z pewnością będę odwiedzała ten magiczny zakątek ;) Pozdrawiam cieplutko oraz zapraszam równie serdecznie na swojego bloga ;)
OdpowiedzUsuńjakie cudne są Twoje misie! zakochać się można od pierwszego wejrzenia:) ja zajmuję się tworzeniem biżuterii z miniaturowymi słodkościami, zapraszam serdecznie na mój blog:)
OdpowiedzUsuńhttp://natajka89.blogspot.com/
Myszko Życzę Ci i całej twojej rodzince, wytchnienia, spokoju, nadziei, szczęścia i ciepła rodzinnego jakie niesie ze sobą czas Bożego Narodzenia .
OdpowiedzUsuńJasmin
Nie wiem czemu nie widze zadnych nowych Twoich wpisow Penelopo..ale nie szkodzi zycze Ci radosnych Swiat:)
OdpowiedzUsuńPenelopo, życzę Ci zdrowych, radosnych, magicznych Świąt Bożego Narodzenia!
OdpowiedzUsuńZycze Ci samych spokojnych i radosnych chwil na te Swieta.Pogody i duzo zdrowka.
OdpowiedzUsuńChociaż trochę po czasie, ale jako "świątecznej nieobecnej" o wybaczenie proszę.
OdpowiedzUsuńŻyczę Tobie i Twoim bliskim tego, by Rok Smoka okazał się dla Was rokiem spokojnym, pełnym wiary, nadziei i miłości. Rokiem silnym, bogatym w dobro i niespodziewane szczęścia. Życzę też, by podczas wszelakich gorszych chwil nie zabrakło Wam optymizmu a chmury szybko rozwiewał wiatr pomyślności.
Zdrowych i spokojnych Świąt !
OdpowiedzUsuńSZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU :)
OdpowiedzUsuńDONATA
Penelopo wróóóóć!!!! Brakuje Nam Ciebie:(
OdpowiedzUsuńWszystkiego co Najlepsze w Nowym Roku 2012 dla ciebie i całej Rodzinki brakuje Tu Ciebie. Pozdrawiam Iwona z Gdyni
OdpowiedzUsuńSympatyczne te Twoje Misie :)
OdpowiedzUsuńa Tadeusz ma taką inteligentna mordkę i jest bardzo skupiony na tym co robi, cudny jest :)
Penelopo, no co u Ciebie ?! Mam nadzieje , ze Wszyscy macie sie dobrze. Sciskam-Ag
OdpowiedzUsuńŚliczne misie:)
OdpowiedzUsuńNiech Ci sie wiedzie w Nowym Roku)
Mam nadzieję,że wkrótce się odezwiesz:)Pozdrawiam:)
Ale opowiedziałaś fantastyczna "bajkę" o misiu,aż przypomniało mi sie dzieciństwo,mój miś był pomarańczowy duży i niezbyt jakos ładnie pachniał;)nie wiem czemu,ale i tak targałam go za sobą za uszy,bo był mój;)
OdpowiedzUsuńTwoje miśki są urocze,takie przytulaski słodkie.
Pozdrawiam
Penelopo gdzie jesteś? Nie zostawiaj nas tak bez słowa pożegnania - wróć już prosimy :(((
OdpowiedzUsuńAni widu, ani słychu ,co się dzieje?Czyżbyś pokonywała bezkresne morza i oceany?Tęsknię za Twoimi wpisami.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWraaaaaacaaaaaaj !!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPrzecież każda podróż ma swój kres, czas wracać, bo czeka Wielka Rzesza Fanów i Czytelników Twojego bloga, do których ja z ogromną przyjemnością się zaliczam. Pozdrawiam
już za momencik się reaktywuję :)
OdpowiedzUsuń