sobota, 27 czerwca 2009

Samo przypełzło...



Od lat niestrudzenie prowadzę nierówną walkę ze ślimakami w moim ogródeczku. Nierówną -bo ja jedna, a ich niezliczone szeregi. Siedzą w tych krzakach i rozmnażają się na potęgę. Co za płodne mięczaki! A najbardziej upodobały sobie jukę. Doszły mnie słuchy, że lubią zapach piwa. Chyba będę musiała odżałowac im kufelek browaru, w którym się szkodniki potopią, bo ręczne zbieranie intruzów, to syzyfowa praca.
Wczorajsze polowanie ...

...ale jeden był odmieńcem jakimś.

Wypełzł spod krzaczka funkii i powolnym posuwistym "krokiem" na swej jednej nodze skierował się w stronę tarasu. Oniemiałam.


Wdzięcznie pokonał płotek i przedefiladował skubaniec jeden przez cały trawnik. Wczołgał się na taras i obrał kierunek ku otwartym drzwiom tarasowym. Normalnie dawno już bym piszczała na widok takiego mięczaka... ale on był czarujący, więc tylko stałam jak wryta. Nieproszony wszedł na salony i został... udomowiony
A wieczorem rozpromieniał światłem niezwykłym ...


...niniejszym melduję zakończenie mojej kolejnej lampy witrażowej ;)

piątek, 26 czerwca 2009

Czwartek przegadany...

Wczoraj przyjechała do mnie z Bydgoszczy moja serdeczna koleżanka Maja. Znajomośc nasza nawiązana w wirtualnym świecie dawno już przeniosła się w świat realny. Mimo lekkiej różnicy wieku ;)(hmm,hmm) świetnie się rozumiemy i czujemy w swoim towarzystwie. Oprócz wspólnych pasji łączy nas jeszcze kilka życiowych motywów, no chociażby "leżakowanie" w jednym czasie na oddziałach ortopedii ;)
Kochana Maja zrobiła mi wielką niespodziankę wręczając na "dzieńdobry" prezencik urodzinowy. Do urodzin moich jeszcze daleko, ale że wtedy stąpac będę po brazylijskiej ziemi, to prezentem od Mai cieszę się już teraz :))

Lawendowy woreczek rozłożył mnie na łopatki. Rzecz jasna wykonany własnoręcznie przez Maję.

Misterny haft monogramu normalnie mnie rozczulił... i ta mereżka Oj, nadziubała się się dziewczyna przy nim ...i to dla mnie! :)
Konfiturki wiśniowe z uroczego słoiczka skusiły mnie dzisiaj bym wsadziła w nie mojego palucha i spróbowała. Miodzik! A kawałek tkaniny do wyszywania już nie daje mi spokoju i kombinuję jak go wykorzystac. Maju, jeszcze raz Ci pięknie za wszystko dziękuję! Buziolki!
Wszystko wskazuje na to, że moje ubiegłoroczne postanowienie, że już kończę z wyszywaniem raz na zawsze, nie będzie zrealizowane ...jeszcze nie teraz ;)
Moja "haftowana" szuflada wzbogaciła się o kolejne metry kanwy i lnu (Maja zakupiła je niedawno będąc w Łodzi) Są piękne i marszczę czoło zastanawiając się ile wyszywania mnie czeka...
Oczywiście i tym razem odwiedziłyśmy moją ulubioną Galerię Haft w Rumii. Kiedyś była na moim osiedlu i bywałam tam częstym gościem. Każda wizyta w niej to uczta dla oczu. Ochom i achom nie ma końca. Nie mogło byc inaczej , i tym razem skusiłyśmy się na zakup paru mulinek. koronki...

To nie wszystkie zakupy. Musiałyśmy jeszcze wdepnąc do "mojej" ciuchowni. Zawsze coś tam wyszperam i tym razem udało się polowanie :)

Nie wiadomo kiedy minął cały dzień. Ale to normalne -miłe dni to do siebie mają, że zbyt szybko uciekają (ale mi się rymnęło)
Musiałyśmy się rozstac, ale przecież jeszcze wiele podobnych dni przed nami. ... i ławeczka w Parku Oliwskim będzie wciąż czekac na urocze (miejmy nadzieję, hihi) dwie starsze paniusie w kapeluszach i koronkowych rękawiczkach. Powspominamy tam sobie wtedy jak to dzisiaj bywało... ;))

wtorek, 23 czerwca 2009

ahoj przygodo...

Jestem cała w skowronkach :)
Dzisiaj już wiem, że na bank jadę znowu do Odysa :)) by razem przemierzac morza i oceany. No, lekko przesadziłam -zaledwie jedno morze i jeden ocean... ale tak naprawdę to dla mnie nie istotne. Ważne, że znowu uda nam się przechytrzyc surowe reguły tego nietypowego zawodu. Największą ceną jaką się płaci w pracy marynarza jest rozłąka z najbliższymi. Nie jest lekko. Ale gdy tylko nadarza się okazja bez namysłu pakuję manatki i cała szczęśliwa mustruję na jego "łajbę" :) ... żeby byc razem :))
Minęło niespełna pięc miesięcy od mojej ostatniej wyprawy z Odysem do Brazylii... a już kolejna mnie czeka. Cieszę się jak mała dziewczynka i nastrajam się do podróży. Oglądam zdjęcia. Wracam do tamtych miejsc, tamtych klimatów...i już słyszę szum fal i widzę bezkres oceanu... i zapierające dech w piersiach zachody słońca



...a taki widok z "okna" miałam najczęściej


...rybka (!) nie chciała słuchac moich życzeń -odfrunęła zołza jedna


...ptaki -zapowiedź zbliżającego się lądu










...ach, jak przyjemnie stąpac po twardym gruncie




...a i ten widok cieszył kiedy stopy nacieszyły się lądem ;)

niedziela, 21 czerwca 2009

Metamorfozy kolejne...


Poszłam za ciosem i kolejne hafty dostały nową szatę. Te wyjątkowo nie podobały mi się w pierwszej wersji. Kolor passe-partout sprawiał, że z obrazków bił chłód niemiły dla oka.


Kiedy przywiozłam je z oprawy wiedziałam, że będą skazane na miejsce w szafie i już żałowałam, że nie wyszyłam tych prac innym kolorem.


Przeleżakowały dobrych parę lat bez nadziei na godniejszy los. A tymczasem niespodziewanie coś mnie natchnęło i wyciągnęłam je na warsztat by dac im nowy image. Oczywiście wykorzystałam tkaninę do obłożenia passe-partout.


Czy teraz nie lepiej się prezentują???

piątek, 19 czerwca 2009

Same przyjemności.

Wczoraj otrzymałam miłą niespodziankę od Jasmin -wyróżnienie mojego blogu

Dzisiaj takie samo wyróżnienie przyznała mi Jolinka.
Dziękuję Wam dziewczyny pięknie.
To dla mnie niezwykle budujące wyróżnienie, ponieważ zarówno Jasmin, jak i Jolinka same są autorkami niezwykłych blogów... a to dlatego, ze są obie niezwykle utalentowane i kreatywne. Obie tworzą w różnych technikach rzeczy piękne i wyjątkowe.

...a jakby tego było mało, to dzisiaj zaliczyłam jeszcze jeden miły akcent dnia. Od dyrekcji szkoły, w której pobiera nauki moja Kaśka z okazji zakończenia roku szkolnego dostałam list pochwalny, wychwalający mój i Odysa trud włożony w wychowanie córki. Ależ jakiż to trud Szanowna Dyrekcjo??? -toc to sama przyjemnośc! :) Pomimo wszytko i tak jestem dumna i blada, i z powyższego powodu pozwoliłam sobie robic za chwalipietę ...a co tam ;)

Wracając do blogowych wyróżnień, to jakem młoda blogerka, zdążyłam zauważyc, że osoby wyróżnione typują kolejne blogi, które uważają za fantastyczne. I tu mam problem, bo w zasadzie wszystkie blogi, które odwiedzam, a są wymienione w moich ulubionych zaslugują na to miano i gorąco polecam ich odwiedzenie.
A mimo wszytko wytypuję dwa blogi, które są dla mnie odkryciem najnowszym i z tego powodu jestem pod ich wielkim wrażeniem.
Elisse tka ze swoich marzeń niezwykłe miejsce... i sama jest niezwykła.
Mia -świeżo poślubiona :) cieszy się pięknie swoim wymarzonym miejscem.
Słowem kluczowym tych blogów są marzenia... byc może właśnie dlatego zwróciły moją szczególną uwagę, bo i ja ostatnio dużo marzę ;)

czwartek, 18 czerwca 2009

Czar szkiełek Tiffany


...kiedy wiele lat temu oczarowały mnie witraże i lampy Tiffany nawet nie ośmieliłam się marzyc, że odważę się spróbowac tej techniki. ...ale marzenia często nie pytają o zgodę. Spadają na człowieka nie wiadomo kiedy i cichutko przybierając na sile popychają nas w wiadomym sobie kierunku.
Pierwsze nieśmiałe próby zabawy szkiełkami poczyniłam cztery lata temu. Były to formy płaskie. Właśnie z tego okresu pochodzi praca, którą darzę niezwykłym sentymentem. Byłam z niej niesłychanie dumna, ponieważ to pierwszy mój autorski projekt ;)
Jego wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Posiada wiele błędów i chyba powinnam go głęboko schowac... ale on wisi dumny i blady w moim oknie.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc już wtedy zakiełkowało we mnie marzenie o własnoręcznie zrobionej lampie. A że marzenia czasem się spełniają to już od roku cieszę się światłem mojej lampy.
Lampy wykonane tą techniką zawsze mnie magnetyzowały. Dzięki wyjątkowości szkła, jakie ponad 100 lat temu wynalazł Louis Comfort Tiffany ich światło jest niezwykłe. Promieniuje w sposób tajemniczy a jednocześnie naturalny. Za słabym jestem fotografem, żeby to uchwycic.

Po rocznej przerwie mojej zabawy szkiełkami odkurzyłam swój warsztat.
Robię sobie kolejną lampę, tym razem z jednego kawałka szkła. Coraz bardziej podobają mi się witraże jednobarwne. Coś w tym jest, bo w hafcie krzyżykowym też skłaniam się do prac wyszywanych jednym kolorem muliny.
Taki witraż wcale nie jest nudny. Szkło pięknie opalizuje w rezultacie mieniąc się subtelnymi barwami.

Moje dłonie odwykły od pracy ze szkłem. Cóż, musiałam znowu złożyc ofiarę z krwi i pazurków ...ale co się nie robi dla sztuki ;)

środa, 17 czerwca 2009

Maja rozdaje prezenty.

Z okazji rocznicy blogowania Maja rozdaje prezenty ...i to jakie :))


Pychol mi się śmieje do tych drobiazgów przecudnej urody... więc ustawiłam się w kolejkę do losowania. Może szczęście się do mnie uśmiechnie?...

poniedziałek, 15 czerwca 2009

czasem blues czasem jazz...


...czasem blues, czasem jazz gra w mojej duszy... więc zrobiłam sobie coś muzycznego.
Najwyraźniej miałam problemy z wyborem stylu, bo ponad rok trwało komponowanie tych kopyt. Nieustanie jakieś dysonanse zakłócały ich harmonię. Nie mogłam się zdecydowac czy mają byc bardziej w tonacji dur czy moll? Raz wydawało mi się że brakuje im jakichś ozdobników a innym razem dumałam czy przody mają byc bardziej staccato czy jednak legato. W żaden sposób nie chciały mi zagrac... więc wylądowały gdzieś na szafy dnie.
...aż usłyszałam dźwięk trąbki...

wykończone głębokim matem

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Zielone mnie skusiło...


Tak bardzo zauroczyły mnie te zielone szkiełka, które rozdaje Daisy  że postanowiłam "dac się wrzucic" do bębna losującego. Jakoś nie zauważyłam, żebym miała szczęście do jakichkolwiek losowań, ale może tym razem karta się odwróci.
Trzeba miec nadzieję ;)

sobota, 6 czerwca 2009

Częśc druga kursu oprawy czyli passe-partout inaczej.

Czasami trudno jest dobrać odpowiednie passe-partout do haftu,ponieważ zestaw kolorów u ramiarzy jest zawsze ograniczony.
Potrzeba, matka wynalazków podpowiedziała mi rozwiązanie tego problemu. Sięgnęłam do nieograniczonego wręcz banku kolorów i deseni - do tkanin. Uważam, że jest to świetny sposób na urozmaicenie oprawy haftów.
Moja bordowa porcelanka jest przykładem zastosowania tkaniny do oklejenia passe-partout. Wcześniejsza oprawa jakoś mnie raziła ...a może po prostu mi się znudziła.

...a tak wyglądała w pierwszej wersji w typowym, tekturowym passe-partout

Wykonanie passe-partout z tkaniny jest bardzo proste.
Po wyborze materiału wycinamy z niego kawałek większy od tekturowego passe-partout.

Oklejamy najpierw brzegi zewnętrzne, naciągając równo tkaninę. Do klejenia dobrze sprawdza się butaprem lub klej "Magic"

Następnie w tkaninie wycinamy środkowe "okno" i nacinamy brzegi promieniście.

Oklejamy wewnętrzny otwór, mocno naciągając paseczki tkaniny.

I passe-partout gotowe.




Wewnętrzne, różowe passe-partout w oprawie dzbanka również oklejone jest tkaniną.

Mam nadzieję, że kursik ten pomoże komuś w samodzielnej oprawie swojego haftu.
Życząc miłego weekendu pozdrawiam serdecznie ;)