piątek, 29 lipca 2011

...bo męska rzecz być daleko...

...akurat z tym się nie zgadzam... a jednak kiedy Odys wyrusza na swe Oceany, chcąc nie chcąc często nucę sobie za Alicją Majewską:


"...bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać,
aż zrodzi się pod powieką inna łza, radości łza..."


 Taki po prostu jest los żon marynarzy.
Mijają lata, a ja nijak nie potrafię się pogodzić z tymi rozstaniami, tęsknotą ... z takim życiem. Czekam z coraz większą niecierpliwością na czas, kiedy najlepszy mój Przyjaciel  rzuci kotwicę na dobre i będziemy razem dzień po dniu. 
 Tymczasem muszę stawić czoła kolejnej rozłące. Ech, życie...


Teraz częściej jakaś siła ciągnąć mnie będzie nad morze. Szukam tam spokoju, refleksji, wytchnienia od samotnego zmagania się z szarym dniem.



 Mam nieodparte wrażenie, że tam jest mi bliżej...


Lubię te miejsca. Odwiedzane niezliczoną ilość razy nigdy się nie nudzą. Zawsze jednakowo zachwycają, a szczególnie kiedy szumu fal w najmniejszym stopniu nie zagłusza tłum turystów.
Wtedy dopiero jest cudnie.















A teraz zbieram się do kupy kawałek po kawałeczku :( ... muszę po raz kolejny przeorganizować moje życie.  Coraz trudniej... coraz dłużej zabiera mi  czasu przepoczwarzanie się w Penelopę.
Ale muszę sobie poradzić. Innej opcji nie ma...

piątek, 1 lipca 2011

Doskonały na upały.


Wachlarz. 
To jeden z moich ulubionych haftów. 

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam go u mojej forumowej koleżanki Gosi, zmagnetyzował mnie bez reszty. Nie było rady, musiałam go wyszyć. Wszystkie robótki poszły na bok a ja z dziką radością podniosłam rękawicę rzuconą mi przez Jaśminkę i podekscytowana zabrałam się do dzieła.
Wyszywanie sprawiało mi wielką przyjemność, ponieważ był pewnego rodzaju nowością wśród moich dotychczasowych haftów.
Mało przyjemny okazał się tylko „stelaż” 


 Uparłam się aby wyszywać go zgodnie z zaleceniami projektanta, tzn. promieniście, tak, aby cieniowana nić układała się wachlarzowo a tym samym dawała złudzenie oryginalnych listewek (tzw szprych)
Nawet ten fragment zamieszczony poniżej, na którym w pierwszej wersji wyszywałam każdą "listewkę" (szprychę) oddzielnie ale poziomo, zaczął mnie denerwować na tyle, że pracę zaczęłam od nowa. Tak jak należało.
(ten fragment niedokończonego stelażu trzymam do dzisiaj i zupełnie nie wiem co mam z nim zrobić) 


Znacznie łatwiej byłoby wyszywać rzędami poziomymi „jak leci” , ale znając siebie nie dawałoby mi to spokoju.
Wyszywanie koronki to już sama przyjemność. 
Najpierw wyszyłam te części motywu, które należało wyszyć dwoma niteczkami muliny. Uzyskałam przez to tzw podkład pod koronkę


...a na koniec pojedynczą objechałam wszystkie niuansiki, które wiernie odtwarzają urok oryginalnej koronki (powiększ)


widać je dopiero w przybliżeniu (powiększ)


Szybko oprawiłam ukończoną pracę i... odłożyłam do szuflady ;)


 i leżakuje tam już czwarty rok.
Jakoś ramy nie za bardzo mi się podobają :/  i nosi mnie aby je przemalować. Ale czasu wciąż brak :/


Jeśli już w temacie wachlarzy jestem, to przyznam się, że mam kilka takowych, które coraz częściej używam :)
Tak właściwie to nie wiem, dlaczego nie są u nas popularne. Fale nieznośnych upałów już nas przecież nawiedzają. A wtedy taki wachlarz świetnie spełnia rolę osobistej, podręcznej klimatyzacji ;)
Kiedy ludzi zlewa pot, spowodowany żarem z nieba, kawałek tkaniny czy papieru potrafi przynieść wielką ulgę. A dodatkową przyjemność sprawia fakt, że ten kawałek tkaniny czy papieru pełni również rolę ozdoby ;) ...niezwykle twarzowej (hihi) ...a jak trzeba to i skryć się można za nim ;)


Pozdrawiam pięknie zza wachlarza wszystkich moich miłych gości :)

A na koniec jeszcze chciałabym z całego serca podziękować za wszystkie życzenia i niezwykle ciepłe słowa kierowane pod adresem mojego kochanego wnusia :) Adasia.
Wszystkie przeczytałam naszemu Słoneczku, kiedy słodko spał. Myślę, że dały mu dużo pozytywnej energii. Gdyby umiał mówić z pewnością podziękowałby pięknie. Tymczasem z rzadka uśmiechnął się przez sen. 
 W komentarzach kilka razy padło słowo "cud" odnośnie tego wyjątkowego wydarzenia jakim są narodziny dziecka.  Za każdym razem reagowałam wielkim wzruszeniem na te słowa, bo w przypadku Adasia to CUD pisany wielkimi literami... 
...ale to oddzielna, długa i niezwykle ekscytująca historia. Na tym jednak poprzestanę, ponieważ nie czuję się upoważniona do jej przedstawienia.
Jeszcze raz Wszystkim Wam dziękuję za moc życzliwości :)