Do publikacji tego wpisu sprowokowała mnie sytuacja z wczoraj... nie daje mi spokoju.
Jedna z moich blogowych koleżanek, podzieliła się swoimi wątpliwościami co do dalszego prowadzenia bloga.
Powodem takiego kroku był fakt, że Ania stwierdziła duży spadek zainteresowania jej poczynaniami, którymi się dzieliła w miejscu, które stworzyła ponad pięć lat temu. W sytuacji drastycznego spadku odwiedzin i komentarzy doszła do wniosku, że " nie widzi sensu w podtrzymywaniu sztucznie przy życiu z lekka obumarłego, de facto, organizmu."
Oczywiście odezwały się zaraz głosy sprzeciwu. Dziewczyny przekonywały Anię, żeby zmieniła decyzję i nie zamykała bloga. Argumentacje były różne. Różne komentarze. Ale jeden wyjątkowo mnie poruszył.
Jedna z blogerek napisała:
"Szkoda, że zamykasz. Z drugiej strony ciśnie się pytanie czy prowadziłaś tego bloga tylko dla popularności i ilości wejść i komentarzy????"
Nie wiem, może źle zrozumiałam, ale wyczułam w tych słowach jakąś szpilę. Prawie dotknął mnie osobiście. Musiałam wyrazić swoje zdanie.
Trochę smutno mi się zrobiło, bo uważam, że zaniechanie przez Anię publikowania nowych postów, w których dzieli się swoją wyjątkową twórczością, byłoby dużą stratą dla naszego blogowego podwórka.
Ale z drugiej strony jestem w stanie ją zrozumieć. Sama zaliczyłam już kilka zwątpień i poważnie się zastanawiałam czy ciągnąć dalej to moje blogowanie. Powodów było wiele... chociażby taki najbardziej prozaiczny: kiedyś wszystko się kończy...
Wiem, że to tylko jakiś etap. Nie wyobrażam sobie, że będę czynną blogerką do końca moich dni ;) Pewnie kiedyś zabraknie mi tematów, z którymi chciałabym się podzielić... pewnie kiedyś skończy się wena... może i chęci...może mój stan zdrowia, który jest bardzo kapryśny zaciśnie mocniej swoje szpony i najzwyklej nie będę miała siły ani głowy na tworzenie... to są niektóre z powodów które wychodzą tylko ode mnie.
Ale zdaję sobie również sprawę z tego, że mogę zamknąć swoją blogową działalność wtedy, gdy uznam, że nie ma zainteresowania tym miejscem, które stworzyłam. Kiedy stracę obserwatorów, kiedy umilkną komentarze...
Nie będę rozpaczać. Z poczuciem pięknie przeżytej wirtualnej przygody zamknę ten rozdział i odejdę.
Nigdy nic nie robię na siłę. Nie znoszę nachalności.
Myślę, że blogi w jakiś sposób zmieniają świat. Rozpowszechniają informacje z dużą skutecznością.
Przekazują
wiele wartości, tych niewidzialnych intelektualnych, moralnych... i tych namacalnych,
ot chociażby w tematach rękodzielniczych. Sama wiele zawdzięczam
blogom. Wiele się nauczyłam, zainspirowałam i zmotywowałam do własnej
twórczości. W pewnym momencie stwierdziłam, że to nie fair tylko brać
nie dając nic w zamian. Przecież gdyby wszystkim się nie chciało, to
świata blogowego by nie było i nie zyskałabym tylu nowych pasji i
umiejętności. Stwierdziłam, że powinnam coś dać od siebie. Tak dla
równowagi w przyrodzie ;)
Nieśmiało zaczęłam przygodę blogową. Okazało się, że i ja mogę inspirować a dodatkowo dzięki blogowaniu poznałam wiele wyjątkowych dziewczyn. Niezwykle zdolnych i wartościowych. A od samego początku motorem napędzającym mnie były właśnie komentarze.
To one niejednokrotnie dodawały mi skrzydeł i mobilizowały do nowych wyzwań. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bloga bez komentarzy. I nie są one dla mnie potrzebne do zaspokojenia jakiejś popularności. Popularność nigdy nie była mi potrzebna do szczęścia. Szczęście znajduję znacznie bliżej. Pod dachem mojego domu :)
Nie wiem czy mój sposób rozumowania jest popierany przez inne blogerki. Nie wiem czy w czystej postaci tylko obserwatorzy (tacy co nie prowadzą blogów) zastanawiają się czasem nad swoją postawą.
Może faktycznie jestem staroświecka i coraz mniej pasuję do tego "informatycznego" świata, który coraz szybciej pędzi i nie ma czasu na jakieś przyjazne, ludzkie odruchy.
Tylko dokąd on pędzi??? :(
Mało chyba kto się zastanawia ile czasu kosztuje przygotowanie wpisu. Zrobienie w miarę dobrych zdjęć, ich obróbka, napisanie tekstu, takiego co to ma "ręce i nogi" ;)
Oczekiwanie jakiegoś odzewu w komentarzach nie jest wcale objawem próżności, której zależy na jakiejś "popularności". To po prostu barometr odbioru naszych poczynań. To namiastka nawiązania jakichś relacji z naszymi czytelnikami/obserwatorami. To dowód na to, że nie piszemy "do ściany". To wreszcie tak budująca świadomość, że odwiedzają mój blog osoby którym TEŻ SIĘ CHCE w jakiś symboliczny sposób podziękować za przekazywanie przeze mnie treści, wiedzę, pomysły, za mój poświęcony czas dla nich.
Czy takie oczekiwania są naganne?
Być może jestem starej daty bo ważne dla mnie są takie ludzkie odruchy ...nawet w tym podobno bezdusznym internecie. Ale prawda jest taka, że to ludzie korzystający z internetu tworzą go takim jakim jest.
Niedawno zostałam namówiona na zaistnienie na fb. Lubię poznawać "nowe". Założyłam konto. Ale poczułam się tam jak na wielkim targowisku. Wszystko się dzieje zbyt szybko, zbyt "hałaśliwie" zbyt płytko.
Blogi mają, jak dla mnie, o wiele przyjaźniejszy klimat. To miejsce, które tworzę z największą starannością i czekam na "gości" w nadziei, że oprócz takich co to tylko mocno zaciekawieni co tym razem można podglądnąć i przebiegną przed moim nosem bez "dzień dobry" czy przyjaznego uśmiechu... że oprócz takich, znajdą się i tacy którzy przysiądą na chwilkę, zagadają, pozdrowią... dając dowód na to, że świat jeszcze całkowicie nie zwariował, że dobre maniery można stosować też w tym nowoczesnym medium, jakim jest internet.
Czy naprawdę to tak wiele? :(
Przyznam, że jeśli zupełnie spadnie zainteresowanie moim blogowaniem, jeśli właśnie pod moimi kolejnymi postami zabraknie odzewu ze strony obserwatorów, to po prostu zakończę swoją działalność na tym polu. Pisać tylko dla siebie, dla upamiętnienia moich poczynań to mogę na wiele innych sposobów.
Idea blogowania polega właśnie na utrzymywaniu relacji z obserwatorami. Takie jest moje zdanie."