Baltimore. Zabiorę Was właśnie tam...
Odwiedziłam to miejsce dzięki Kasi Bellingham . A do niej wcześniej trafiłam zupełnie przez przypadek serfując sobie w poszukiwaniu inspiracji ogrodowych.
Ależ perełka, pomyślałam sobie o tym wirtualnym miejscu. I nie dość, że jej blog to kopalnia wiedzy ogrodniczej, której mam wielkie deficyty ;) to jeszcze okraszona jest niezwykle pięknymi fotografiami, które (podejrzewam) są zainfekowane jakimiś wirusami zarażającymi czytelników do pasji ogrodniczej. Mnie zaraziły. Fakt, że trafiając na jej bloga byłam wyjątkowo podatna na działanie takich wirusów. Kilka nocy spędziłam w tym magicznym miejscu i kiedy między wierszami odkryłam, że ogrody Kasi i Andrew muszą znajdować się gdzieś niedaleko mojej wsi, to wiedziałam, że to nie przypadek ;) Musiałam więc zobaczyć ten raj na własne oczy.
I kolejne marzenie mi się spełniło :)
Kasia i Andrew są niesamowici. To wielcy pasjonaci angielskich ogrodów. Kilka lat temu przyjechali do Polski i osiedlili się na Kaszubach. Tu od podstaw tworzą swój raj na ziemi, jednocześnie propagując w pięknym stylu miłość do naturalnych ogrodów.
Cieszę się ogromnie, że dane mi było ich poznać. A nie dość, że są profesjonalistami, to jeszcze na dodatek przesympatycznymi ludźmi...
Ja to mam szczęście :)
Z racji tego, że jakiś czas pracowali w ogrodach Irlandii, i znają doskonale wiele z nich, to wybierając się na Zielona Wyspę, poprosiłam Kasię żeby mi poleciła jakieś ciekawe miejsca. Takie na czasie. Czasie, w którym szukam inspiracji do stworzenia swojego ogrodu.
Przysłała mi listę z kilkoma interesującymi pozycjami a ja wybrałam jedno z nich- Glebe Gardens.
Z Cork pokonaliśmy ponad 100 km, żeby trafić tam, ale warto było :)
To zdjęcie zrobiłam specjalnie dla Kasi B, żeby na gorąco zameldować jej, moją obecność w ogrodzie, który sama odwiedzała nie raz :)
Uchylona bramka, w ślicznym kolorze blue, zapraszała do środka.
To jest to! Stwierdziliśmy zgodnie z Odysem :) kiedy przekroczyliśmy "progi" warzywnego ogrodu.
To jest coś dla nas. Ogród idealny. Stworzyć coś podobnego u siebie. ...ech, pomarzyć można :)
...ale zawsze dobrze mieć swoje ideały, bo ma się do czego dążyć :) a to przecież sens życia. Przynajmniej mojego.
Nigdy wcześniej nie wyobrażałam sobie, że z tak wielką przyjemnością można spacerować po... warzywniaku. I nie chciało się mi rozstawać z tymi ścieżkami ... rabatami.
Prawda, że piękny ten ogród warzywny?
Spacer umilał nam swoim towarzystwem przesympatyczny przewodnik ;)
Znał doskonale wszystkie zakątki ogrodu warte obejrzenia.
I zaczynam się nieśmiało zastanawiać nad podobnym stadkiem. Odys to skwitował krótko - koniec świata! ;)
A koza-blondyna roześmiała się w głos na te moje szalone plany :)
Ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni ;) ...jeszcze Wam pokażę...
"...pamiętajcie o ogrodach, przecież stamtąd przyszliście..."
...i to by było na tyle :)
Chciałam jeszcze wrzucić "parę" fotek z samego Baltimore, bo to wyjątkowo urokliwa, pod względem turystycznym miejscowość.
Uznałam jednak, że co za dużo...
i pewnie kiedyś jeszcze osobny wpis poświęcę właśnie na Baltimore, bo jest tam wiele pięknych widoków i atrakcji... również kulinarnych.
Kasiu, pizza w La Jolie Brise, dokładnie jak mówiłaś, była wyśmienita :)
Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie z Kaszub, życząc udanej niedzieli.
A ja sobie jeszcze troszkę posiedzę rozmarzona w klimatach fantasmagorii na temat mojego przyszłego warzywniaka ;)
Penelopa
piękne :)
OdpowiedzUsuńTo fakt, i można się zakochać w tych ogrodach :)
UsuńEch... warzywnik jak marzenie. Też sobie jeszcze posiedzę i pozaglądam w te fantastyczne miejsca dzięki Tobie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
A spaceruj do woli ;) Pewnie nie raz będziemy się mijać :))
UsuńPozdrawiam.
Jestem pewna, że Twoje marzenia się spełnią i naprawdę będziesz miała taki ogród, fantasmagorie staną się rzeczywistością, bo rzeczywiście pokazujesz przepiękne ogrody. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJedno jest pewne. Będę się starała :) a co mi wyjdzie? - czas pokaże. Ogrom pracy trochę przytłacza, ale co tam, spróbować muszę.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Przepiękne miejsce !!! dzięki blogowi Kasi od dwóch lat oprócz grodu kwiatowego mam tez kilka zagonków z warzywami. Z urodzajem bywa różnie ale uczę się cierpliwie:) Życzę Ci z całego serca spełnienia ogrodowych marzeń !
OdpowiedzUsuńTo już masz dwa lata doświadczeń, których Ci zazdroszczę. Ja stoję na początku ogrodowej przygody i obawiam się o moją cierpliwość, czy podoła. Ale podobno na naukę nigdy nie jest za późno ;)
UsuńNiech ogrodowe marzenia spełnią się nam wszystkim :)
A ja dzisiaj na swoim ogrodzie zobaczyłam padnięte wszystkie kwiaty,cynie i dynie.Mróz w nocy wszystko ściął.
OdpowiedzUsuńdobrze że fasole oberwałam dwa dni temu,lezała na tarasie więc ocalała.
Uwielbiam takie warzywniaki i ogrody.
Powodzenia
Ech Jago, to musiał być smutny widok. Cóż, przyroda bywa czasem nieprzewidywalna. Mam nadzieję, że oszczędzi mi na początku mojej ogrodniczej drogi takich doświadczeń. Inaczej deprecha gotowa ;)
UsuńAle tak na serio, to pewnie przez swoje dyletanctwo sama mogę zafundować sobie taki efekty poprzez jakieś zaniedbanie... i tego się obawiam bardziej niż przymrozków.
A powodzenia trzeba mi bardzo.
Buziaki.
Angielskie ogrody:))te warzywniki:))jestem w nich zakochana i też by mi się taki marzył:)wszystko równiutko posadzone,wypielone:))na razie robimy małe próby na działeczce u córki:))może kiedyś doczekamy się takiego warzywnika:)))
OdpowiedzUsuńBożenko, tak sobie myślę, że coraz więcej nas, zakręconych w klimatach angielskich ogrodów :)
UsuńJa też wzdycham sobie do marzeń, i mam nadzieję, że coś chociaż podobnego stworzę. Najgorsze jest to, że na efekty trzeba czekać latami. A tu człek niecierpliwy ;)
Pozdrawiam Cię cieplutko.
Ślicznie tam :)
OdpowiedzUsuńŚlicznie. I pewnie swoim obiektywem lepiej to byś uchwyciła,
UsuńPozdrowienia.
Brak mi określenia na te cuda,jedyne co przychodzi mi do głowy,to może: angielskie ogrody są po prostu anielskie : ). Ja i mój mąż od kilku lat jesteśmy właśnie fantasmagorianami i powiem Ci jedno,wcale tak źle na tym nie wychodzimy : ). Małymi kroczkami,ciągle pod górę i wciąż z wiatrem w oczy ale do przodu : ). Cieszy nas najmniejsza roślinka,która się przyjmie i smuci każda,która odchodzi...Roześmiana koza blondyna jest po prostu świetna : ),stadko kurek też przez chwilę mi się zamarzyło,ale póki co jeżeli o to chodzi to ślubny mój puka się w czoło; )...A ja już czuję smak samodzielnie zebranych jajek od kurek zielononóżek...ach,może kiedyś? Pozdrawiam serdecznie : )
OdpowiedzUsuńZdecydowanie popieram omijanie spółgłoski "g" w angielskich ogrodach ;)
UsuńSztuka ogrodnicza ma małą wadę... że można kroczyć właśnie małymi kroczkami. Bo to przyroda, natura rządzi, której nigdzie się nie śpieszy... jak nam. Z pewnością uczymy się od niej pokory i uspokojenia.
To wygląda, że nasi ślubni podaliby sobie ręce w drobiowym temacie. Ale przecież zdają sobie chyba doskonale sprawę z tego co baba może... ;) A może Ich postraszyć kozą? wtedy taki drób okazać się może mniejszym szaleństwem? ... może tędy droga? ;))
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Oj jakie rajskie miejsce. Tak chciało by się oderwać od szarego ,miejskiego zgiełku i móc chłonąć to piękno całym sobą . Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie nam, po wielu latach udało się wyrwać z tego miejskiego zgiełku, bo chcemy się cieszyć pięknem natury na co dzień. A może też uda nam się stworzyć taki rajski warzywniak ... rzecz jasna na naszą miarę ;)
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
Ojej, jak miło popatrzeć na takie ogrodowe fotki przy porannej kawie. Cudna wycieczka. Czekam na kolejną :D
OdpowiedzUsuńP.S. Koza - wymiata. Uśmiech na cały dzień gwarantowany - tego Tobie też życzę :-)))))))
Bestyjeczko, kolejna tak piękna wycieczka może będzie późną wiosną ( tak sobie po cichu planuję)
UsuńTymczasem niebawem zaserwuję na blogu nasze poczynania w temacie tworzenia warzywniaka.
U mnie słoneczko świeci... będzie dobry dzień :) Mam nadzieję, że i u Ciebie :)))))))
Droga Penelopo - bardzo zaciekawiły mnie te ogrody - proszę, napisz skąd w ogóle pomysł, że po warzywniakach robi się wycieczki, ni i kto to wszystko zjada??
OdpowiedzUsuńDobre pytanie. Właśnie uzmysłowiłaś/łeś mi, że jeszcze nie tak dawno sama nie wpadłabym na wyprawę w celu podziwiania warzywniaka. Ale potrzeba matką wynalazków ;)
UsuńStojąc przed akcją zakładania u siebie ogródka, a nie mając żadnego doświadczenia w tym temacie zaczęłam od wycieczek wirtualnych buszując w necie. Ale wiadomo, że w realu wszystko jest prawdziwsze, a i też apetyt rośnie, więc skorzystałam z okazji podziwiania na żywo tych, jakby nie było dzieł sztuki ogrodniczej. I sama się nie spodziewałam, że to może być tak przyjemne. Doznania są, jak dla mnie, porównywalne ze zwiedzaniem zabytków, galerii i wszelkich pięknych zakątków takich jak chociażby parki. Dość powiedzieć, że w ogrodach tych wyraźnie odczuwałam u siebie znacznie podwyższony poziom endorfin :) ... a to jest, myslę, dobry powód aby odwiedzać takie miejsca przy każdej okazji.
A to wszystko zjadają... ludzie :) Zdrowych, ekologicznie uprawianych warzyw wciąż jest za mało. A w przypadku tego ogrodu warzywa te są wykorzystywane w restauracji, którą prowadzą właściciele ogrodu. Uważam, że to świetny zestaw działalności.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za pozostawienie po sobie śladu... i nawiązanie malutkiej rozmowy. To miłe :)
Uuuhuuu ogród jak marzenie! Ja osobiście nie lubię prac ogrodowych ale popatrzeć na taką perełkę to co innego:)
OdpowiedzUsuńNiech i Wasz warzywniak zachwyca i rodzi jak szalony!!!
Wyobraź sobie Myszko, że ja kiedyś ( z pewnością jeszcze w Twoim wieku) też nie miałam żadnych ciągot do prac ogrodowych. Ale najwidoczniej przyszła kryska na Matyska ;)
UsuńNajwidoczniej dojrzałam do tego dopiero teraz. Ale nie zmienia to faktu, że jestem w tym temacie zielona... więc czeka mnie nie lada przygoda.
Trzymam kciuki za to, aby Twoje życzenia się spełniły ;))))
Mogłabym tak siedzieć i patrzeć na te zdjęcia cały dzień, a tu przecież obiad trzeba gotować :) Później jeszcze tu zerknę, żeby nacieszyć oko :D
OdpowiedzUsuńA blog Kasi jest naprawdę świetny! :) Będę i tam zaglądać :p
Mam nadzieję, że na obiad miałaś bukiet z warzyw ...takich jak z tego ogródka :))
UsuńBlok Kasi i dla mnie jest teraz obowiązkową lekturą. Tam to dopiero człowiek może się utopić i nie jeden obiad przypalić ;))
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Witaj Penelopo.
OdpowiedzUsuńŚwietne inspiracje dla Waszych "ogrodowych- jeszcze pustych przestrzeni". Rośliny mają to do siebie, że można się na nie gapić i gapić bez końca i na dodatek jeszcze czerpać z tego masę przyjemności. Na tysiąc procent "wykorzystacie" odrobinę inspiracji w Waszym ogrodzie. Szkoda, że będziemy musieli czekać przynajmniej do przyszłego lata, choć już na wiosnę powinno wyściubić nosa z ziemi co nie co.
Zdjęcie kozy.............. Matko Święta - skąd wiedziałaś kiedy kliknąć? To jest majstersztyk.
Pozdrawiam. Danuta Lissek
Danusiu, ja sama jestem ciekawa, jak będzie wyglądać mój ogródek warzywny w przyszłym roku. Do ideału pewnie będzie mu daleko...chociażby dlatego, że dopiero będę się wszystkiego uczyć i jakieś frycowe jako nowicjuszka pewnie zapłacę ;) ...ale jakby nie było, to będzie pewnie o niebo piękniej niż w tym sezonie, gdzie po oczach "dawała" polna łysina i ugory.
UsuńA koza? ...tak naprawdę chyba... ziewała przeciągle ;)) więc spokojnie zdążyłam to uchwycić :)
Pozdrawiam Cię cieplutko :))
Przepięknie, inspirująco, od lat zakochana jestem w angielskich ogrodach. :)
OdpowiedzUsuńZawsze mówiłam że, gdybym miała trochę ziemi, "posiadłości-włości", trzymałabym gromadkę ptactwa domowego (ozdobnego) - uwielbiam jak pierzaste spacerują i po gospodarsku patrolują okolicę ;)
Rzeczywiście takie barwne ptactwo jest prawdziwą ozdobą ogrodu. W dodatku zdrowe jajeczka produkują. Nie bardzo tylko orientuję się ile wymagają zachodu. Ale jak się uporam z ogrodem (kiedy to będzie?) to może przyjdzie czas i na drób :)
Usuńwiele pomysłów postaram sie wykorzystać dziękuje :)
OdpowiedzUsuń