foto z pinterest.com |
A że marzeniom trzeba pomagać... więc zakasaliśmy rękawy i przystąpiliśmy do akcji "nasz żywy płot"
Zacząć wypadało od znalezienia odpowiednich sadzonek.Bynajmniej nie chodziło nam o tuje, które ostatnimi czasy prym wiodą wzdłuż i wszerz polskich nieruchomości. Przyznaję, że niewielki pasek zdążyliśmy i u nas zasadzić parę lat temu. Nie interesowałam się jednak wtedy ogrodami prawie w ogóle.
A kiedy zaczęła się moja ogrodowa przygoda, i na mojej drodze spotkałam Kasię B., to temat żywopłotu kojarzyć się mi mógł już tylko z liściastymi krzewami.
Co prawda, nie zielenią się przez cały rok jak wyżej wspomniane tuje... ale nie koniecznie musi to być minusem. Właśnie dzięki temu widok za oknem się zmienia razem z porami roku. Nie jest nudno :) Raz cieszy nas zielona ściana, która jesienią potrafi się pięknie przebarwiać a zimą na pierwszy plan wychodzi rysunek poplątanych gałęzi, który np. w przypadku grabu jest naprawdę piękny. A krzewy kwitnące (np głóg) dodatkowo czarują wiosną chmurami kwiatów, jesienią zaś czerwienią się jadalnymi owocami. Nie sposób nie wspomnieć o lokatorach takich żywopłotów, bo wiele ptaków znajduje w nich schronienie i pokarm.
To tak w wielkim skrócie o zaletach żywopłotów liściastych.
...a więc zdecydowaliśmy się ogrodzić nasz warzywniak ścianami głogu i grabu. Znalezienie sadzonek jednak okazało się nie takie łatwe. Bo albo były za drogie, albo za małe, albo ilość nam potrzebna okazywała się dla sprzedawcy zbyt wielka...
Ręce mi opadały. Kiedy w końcu trafiłam na odpowiednie, to się okazało, że szkółka nie prowadzi sprzedaży wysyłkowej, a znajduje się, bagatela, 550 km! od nas. Jednym słowem klops!
Ale nie dla mnie ;) Co prawda Odys popukał mi w czoło, kiedy usłyszał, że może byśmy tak sobie zrobili malutką wycieczkę? ;) ...no, ale ja tak szybko się nie poddaję ;))
Ma się tą siłę przekonywania ;)
Tym sposobem, w ostatnią niedzielę października, skoro świt, wyruszyliśmy w drogę. Hura! W końcu jakieś małe szaleństwo ;)...
Szczęśliwie dojechaliśmy do celu. Ku zdziwieniu Pana ze szkółki, upchnęliśmy 350 sporych i mocno kolczastych sadzonek głogu do samochodu.
Zrobiliśmy "w tył zwrot" i ...do domu. Przyznacie, niezły spacerek -1100 km w jeden dzień. Ale co się nie robi dla ... sadzonek ;)
A po krótkiej nocy od rana zabraliśmy się do sadzenia.
Pas ziemi pod żywopłot, wcześniej wyplewiony i przyprawiony obornikiem, czekał już gotowy na przyjęcie krzaczków.
Praca na świeżym powietrzu, pod bezchmurnym niebem, na dodatek w sympatycznym towarzystwie ;) to czysta przyjemność :))
Sadzonki sadziliśmy w odległości 25cm od siebie. Najpierw jeden rząd. A potem drugi z przesunięciem tak, żeby się wymijały.
Może nie przypomina to imponującego żywopłotu. Ale to tylko kwestia... paru lat z okładem ;)
Ogród uczy cierpliwości. Z całą pewnością.
Przed nami jeszcze wyściółkowanie pasa świeżo zasadzonych krzaczków.
Tymczasem na wiosnę będę musiała go "ostrzyc" skracając go solidnie. No nie wiem, jak ja ten zabieg przeżyję. A przecież jeszcze te bidne sadzonki to muszą przeżyć ;)
Głogiem obsadziliśmy 3 ściany warzywniaka, a czwarta, ta od sąsiada będzie ozdobiona żywopłotem z grabu.
W sumie w ciągu tygodnia posadziliśmy 750 sadzonek.
400 sadzonek grabu przyjechało do nas pocztą kurierską w ...jednym kartonie. Po otwarciu okazało się, że były to, zupełnie nierozgałęzione jeszcze badylki.
Na pociechę dumnie szeleściły zasuszonymi listkami, mocno trzymającymi się tychże badylków. Grab tak już ma, że liście utrzymują się często aż do wiosny, kiedy wypierają je nowe, młode
Te mizeroty też oczywiście na wiosnę skrócę...
...a potem bacznie obserwować będę jak będą się rozkrzewiać i piąć w górę.
foto z: lopezislandkitchengardens.wordpress.com |
zdjęcie ze strony: http://boardgamegeek.com |
Temat żywopłotów wciągnął mnie na maksa. Nocami myszkuję w necie w poszukiwaniu informacji i inspiracji. I czym bardziej zagłębiam się w temat, tym bardziej nie mogę zrozumieć dlaczego żywopłoty wciąż są u nas tak mało popularne. Są praktyczne, pożyteczne i ...piękne.
Chronią glebę przed erozją (niszczeniem zewnętrznej warstwy na skutek warunków atmosferycznych jak i działalności człowieka), zmniejszają prędkość wiatru, zwiększają wilgotność powietrza, ograniczają przemieszczanie się szkodliwych związków chemicznych z pól nawożonych pestycydami, są zaporą dla spalin samochodowych, jednocześnie oczyszczają powietrze.
Są też konkurencyjne dla typowych nowoczesnych ogrodzeń poprzez swoją długowieczność. Raz zasadzone mogą przetrwać kilkaset lat. Zalet jest znacznie więcej.
Nie wszystkie są oczywiste dla laika, ale przecież ich urodę potrafi docenić każdy.
Nadają ogrodom charakteru a dzieląc je na przestrzenie, dodają im tajemniczości, kameralności i wyjątkwości.
źródło: pinterest |
źródło: pinteest |
źródło: pinterest |
źródło: pinterest |
źródło: pinterest |
źródło: pinterest |
źrodlo: |http://carolyneroehm.com |
źródło: pinterest |
źródło: pinterest |
...ale zejdźmy na ziemię i zostawmy smoki i inne stwory na boku, bo bardziej mnie kręcą prostsze formy żywopłotów. Prostsze i bardziej tradycyjne.
http://www.shropshirehedgelaying.co.uk/competitions.php |
Również Karol, książę Walii propaguje tą sztukę ogrodniczą.
nataliepace.com/newsletters/members/906/906bottom.php |
W dzisiejszych czasach typowe żywopłoty formowane przycina się co roku (nawet kilka razy w roku), często przy pomocy coraz bardziej wymyślniejszych maszyn.
Natomiast dawniej formowało się je co kilka, a nawet kilkanaście lat, praktycznie z dużych wyrośniętych już krzewów-drzew.
Formowanie to polegało na nacinaniu 3/4 pnia (wcześniej oczyszczonego z przeszkadzających gałęzi) u podstawy i naginaniu ich pod kątem (0-45 stopni)
Takie mocne nacinanie prowokuje roślinę do tworzenia nowych odrostów, które przeplecione z odgiętymi gałęziami tworzą bardzo ścisły "mur". Ślady po cięciach zabliźniają się bez szkody dla rośliny.
http://www.inspirationgreen.com/hedge-laying.html |
Wydaje się nieprawdopodobnym, że tak mocno nacięte pnie mają siłę na odrodzenie. A jednak to działa.
http://www.inspirationgreen.com/hedge-laying.html |
Korci mnie aby kiedyś wypróbować tej sztuki w swoim ogrodzie. Czy będę miała odwagę?
Jak pożyjemy, to zobaczymy ;)... bo żeby "położyć" żywopłot, wpierw trzeba dać mu kilka lat na podrośnięcie. Mam więc trochę czasu ;)
Inaczej ma się sprawa ze sztuką "plecenia" żywopłotu.
Buszując w poszukiwaniu informacji w interesującym mnie ostatnio temacie, natrafiłam na prawdziwą perełkę. Przedruk oryginału książki wydanej w 1844 roku, na temat żywych płotów z głogu białego. Musiałam ją mieć!
Autorem jej jest Jerzy Schenka, który w czasach rewolucji francuskiej (1792-1815) przemierzając austriackie prowincje, Włochy, Francję i Niemcy zachwycał się urokiem pięknie plecionych żywych płotów . Doceniając zalety i piękno takich ogrodzeń postanowił przenieść tę pożyteczną modę na grunt Królestwa Polskiego.
Kupił w Drohobyczu (Galicja) grunt miejski, który ogrodził pokazowym żywym płotem. Po 10-letniej pielęgnacji swojego płotu wydał niniejszą książeczkę, której zadaniem miało być przekazanie wiedzy jak taki płot zasadzić i pielęgnować aby stanowił skuteczną ochronę jak i ozdobę zagród w całym kraju.
Pisze w niej: "Płot ten żywy tak jest dobrym i doskonałym, iż bez przerwy należało by mu czas poświęcić, dopóki by wszędzie, gdzie tylko potrzebne jest ogrodzenie, nie stanęły ściany z głogu białego."
Plecionka ta zawróciła mi w głowie i nie daje spać. Mówiąc krótko mam na nią wielką chrapkę.
Trochę odstrasza mnie tylko 6 pierwszych lat żmudnego prowadzenia tego cacuszka.
Bo efekty chciałoby się mieć jak najszybciej. Niestety z urodziwym głogiem to nie wyjdzie.
Chyba, żeby zdecydować się na plecionkę wiklinową
http://www.inspirationgreen.com/living-willow-hedges.html |
...ale to nie to samo.
I już mam ochotę rozwinąć temat wiklinowy... a to już byłaby przesada.
Może więc innym razem :)