wtorek, 29 czerwca 2010

Ostatni dzwonek ... bynajmniej nie szkolny

...chyba to rzeczywiście ostatni dzwonek na zrealizowanie mojego projektu sprzed trzech lat, kiedy to z okazji Dnia Dziecka zdekupażowałam mojej Kasi ikeowski regał 


... a tak wyglądał przed liftingiem


 Postanowiłam wtedy, niejakoby do kompletu uszyć narzutę na łóżko córci. Wymyśliłam sobie, ze będzie to patchwork z aplikacjami w stylu obrazków, które wykorzystałam do ozdobienia ikeowskich pojemników. Pomysł wydawał się przedni i chciałam go jak najszybciej zrealizować. Zaczęłam odwiedzać "ciuchownie" w poszukiwaniu odpowiednich tkanin. Szmateczek przybywało, a ja wciąż zaprzątnięta byłam innymi robótkami. Co jakiś czas obiecywałam sobie, że muszę się w końcu zabrać za ten patchwork ... ale na obiecywankach się kończyło ...
Wyjeżdżając dwa miesiące temu do Jantara na rehabilitację zastanawiałam się co mam ze sobą zabrać  do dłubania. Zwykle zabieram jakiś haft krzyżykowy. Niestety od roku nie wyszywam. Moje oczęta odmówiły mi posłuszeństwa i najwyraźniej domagają się wspomagaczy. Nie cierpię okularów, więc ociągam się jak mogę z wizytą u okulisty. Jakoś mi zawsze nie po drodze ;)
Wyszywanek więc nie mogłam spakować na wyjazd. Przeleciało mi przez głowę szydełko. Pomysł wydawał się idealny. Mogłabym w końcu zabrać się za wymarzony pled z szydełkowych kwadracików. Niestety, nie miałam w domu interesujących mnie kolorów włóczek, a że zawsze niepoprawnie pakuję się na ostatnią chwilę, to i czasu nie było na zakupy. No i kicha! Już wyglądało na to, że trzy tygodnie będę musiała błogo leniuchować, kiedy zaświtała mi myśl, że może w końcu zabiorę się za ten nieszczęsny patchwork. Teraz albo nigdy.
To naprawdę ostatni dzwonek, żeby Kasia zaakceptowała w swoim pokoju takie infantylne dekoracje. Moje najmłodsze dziecię  dorośleje w zastraszającym tempie. Ech,ten czas naprawdę zbyt szybko biegnie :(
Zapakowałam więc ochoczo dwie dodatkowe torby wypełnione po brzegi szmatkami we wszystkie możliwe desenie i pojechałam z postanowieniem, że wrócę z ukończonym pachworkiem jako prezentem na tegoroczny Dzień Dziecka.
Plany były bardzo ambitne,ale życie poszło troszkę innymi drogami i pomimo, że dziubałam kolejne aplikacje niemalże w każdej wolnej chwili, nie udało mi się ich połączyć w jedną całość.



Nie dość, że wróciłam do domu bez gotowej narzuty, to jeszcze zupełnie bez chęci i sił na jej ukończenie. ...cóż, i tak czasem bywa.
... ale dosyć tego lenistwa. Postanowiłam, że do czasu kiedy córcia bawi na  Odysowych wyspach, dokończę ten projekt. Mam nadzieję, że teraz w końcu mi się uda.
Niby wystarczy pozszywać te 18 kwadratów z naszytymi aplikacjami i gotowe, ale znając siebie długo będę dumała jak to zrobić. Już kilkanaście wersji odrzuciłam i kombinuję dalej ... a czas ucieka.
...chyba powinnam skończyć tą pisaninę i zabrać się do roboty.

Przesyłam więc Wam wszystkim serdeczne pozdrowienia i zaszywam się w swojej pracowni ... by uszyć w końcu ten nieszczęsny pachwork ;)

...i przepraszam za jakość zdjęć...

piątek, 25 czerwca 2010

Iść w stronę słońca...

Iść, ciągle iść w stronę słońca
W stronę słońca aż po horyzontu kres
iść ciągle iść tak bez końca
Witać jeden przebudzony właśnie dzień
Wciąż witać go, jak nadziei dobry znak
Z ufnością tą, z jaką pierwszą jasność odśpiewuje ptak
---
Iść, ciągle być w tej podróży
Którą ludzie prozaicznie życiem zwą
Iść, ciągle iść jak najdłużej
Za plecami mieć nadciągającą noc
Z najprostszych słów swój poranny składać wiersz
W kolorach dwóch raz zobaczyć to co niewidzialne jest...


 ...rozganiam ciemne chmury, które ostatnio znowu przysłaniają mi słońce. Przecież gdzieś tam świeci...
Osiemnastoletnia nierówna walka z moimi choróbskami, być może tylko z pozoru mnie zahartowała, bo pomimo, że jestem "dzielną dziewczynką" to jednak czasem tak zwyczajnie pękam. No i pękłam ... a teraz po raz kolejny próbuję się pozbierać. Ech, życie...
I w tym miejscu muszę jeszcze podziękować wszystkim, którzy próbowali się do mnie " dostukać" by dowiedzieć się co słychać... Przyznaję, było to dla mnie wielkim zdumieniem. Dziękuję za troskę i zainteresowanie. Jesteście kochane.
Moja córcia dołożyła swoje 5 groszy, żeby reaktywować mamusię.
Wybierała się do Grecji, na Festiwal Tańca i Gimnastyki Artystycznej, . Potrzebna była podręczna torba... taka w letnich klimatach. Wydawało mi się, że tym razem nie uda mi się zmobilizować, ale w przeddzień wyjazdu, późnym wieczorem usiadłam do maszyny. O 05.30 zakończyłam kombinowanie
Ku mojemu zdziwieniu uszyłam zupełnie inną torbę niż planowałam. Ale chyba może być... ;)




 miałam nadzieję, że Kasia się ucieszy z niespodzianki. Nie zawiodła mnie :)


Pojechała cała szczęśliwa ... szczególnie, że wyjazd ten o cały tydzień szybciej rozpoczął jej wakacje. Farciara. Mam nadzieję, że bawi się dobrze. Mam nadzieję ... bo pozbawieni jesteśmy kontaktu z dziecięciem. Trenerka zarządziła zakaz zabierania komórek. Może to i dobrze ;) ... ale przyznam, że czuję się głupio nie słysząc od kilku dni jej szczebiotu w telefonie.  Na dodatek pojechała tam z misją na przeszpiegi(!). A kontaktu brak :/
Otóż przygotowując się do wyjazdu doszukałyśmy się informacji, że Kefalinia, wyspa na którą poleciała według Homera należała do Odysa (!) O kurczątka!, nie wiedziałam o tym. Ciągle tylko słyszałam o Itace, jego rodzinnej wyspie. Takie tam maleństwo... szkoda zachodu. Ale Kefalunia?! największa z Wysp Jońskich - to już łakomy kąsek. Muszę poważnie pogadać z Odysem i zadbać o rodzinne włości. ...i może niebawem czeka nas będzie przeprowadzka ;) ...zawsze kręciły mnie śródziemnomorskie klimaty. Najwidoczniej coś czułam. To się nazywa babska intuicja :)

sobota, 5 czerwca 2010

Już jestem...i losuję majowe candy

Wróciłam.
Niestety efekty rehabilitacji zawiodły mnie. Na domiar złego pod koniec pobytu wysiadła mi trzustka -wredota jedna! Nie miałam wyjścia, musiałam sobie zaordynować głodóweczkę. Niby trzymam się dzielnie, ale woda mi już obrzydła i ciągnie mnie do jakiegoś urozmaicenia... nooo, najzwyklejszego ziemniaczka bym zjadła, kawałek mojego chlebka, dobrej wędlinki, twarożku, pierogów ruskich, owoców...mogłabym tak wymieniać w nieskończonść.Jednym słowem zjadłabym cokolwiek sycącego...a tymczasem na śniadanie woda :/, na obiad -woda:// i to samo na kolację :///
A już najbardziej chodzą za mną słodycze, bo mimo, iż chudziną jestem to siedzi we mnie ogromny łakomczuch. I zwykle bywa tak, że podczas moich przymusowych głodówek ciągnie mnie jak nigdy do kuchni, do pichcenia. Tak już mam. Kiedy więc wróciłam ledwie żywa do domu, zabrałam się jak w amoku jakimś za pieczenie ciasteczek. Na początek maślane. Potem zaserwowałam moim kochanym pyszny deser na ciepło -clafoutis z jabłkami, który zniknął zanim zdążyłam go obfocić.Taki był pyszny (podobno) Ale było mi mało, więc zakasałam rękawy do ciasteczek serowych. Roladę jabłkową robię w zaledwie 15 min więc i ona powędrowała do piekarnika. I kiedy czekałam aż się upiecze,olśniło mnie i stwierdziłam, ze dawno nie piekłam murzynka. Zrobiłam więc i murzynka. Czy to normalne???


 I teraz chodzę wokół tych łakoci i biję się po łapkach, żeby się nie skusić. Nie da się ukryć, że wystawiam na ciężką próbę mój charakter. Nie pierwszy  to już raz ...i nie ostatni. Wyjścia jednak  nie mam.
...ale ja nie o tym chciałam.
Pozbawiona przez trzy tygodnie internetu, zupełnie zapomniałam, że nie wyrobię się z losowaniem majowego candy.I znowu lekkie spóźnienie.Ale liczę na Waszą wyrozumiałość.
W pośpiechu się odbyło, ale ze wszystkimi procedurami.




 Ogłaszam wszem i wobec, że moje gołąbeczki polecą do Ity.
Tradycyjnie już proszę o adresik na mojego maila  myszasul@gmail.com , który będzie metą dla tej gruchającej parki.


Pozdrawiam wszystkich serdecznie i uciekam na wieś, polegiwać na łonie naturyz dala od mojej kuchni.
Mam nadzieję, że jutro uda mi się zabrać za zaległości w odwiedzaniu moich ulubionych blogów. Zdążyłam rzucić okiem i już wiem, że działo się!

PS -na prośbę deZeal dorzucam przepisy na murzynka i roladę.
-------------------------
MURZYNEK (nie znudził mi się mimo, że go piekę jakieś 35 lat )
* 1 kostka margaryny
* 1,5 szkl cukru
* 7 łyżek wody
* 3 czubate łyżki kakao
* cukier waniliowy

* 1,5 szkl mąki
* 2 łyżeczki proszku do pieczenia
* 3-4 jaja ( w zależności od wielkości)
* 1 szkl bakalii wymieszanych z łyżeczką mąki (by nie opadły na spód) -ja stosuję mieszankę rodzynek (wczesniej zamoczonych we wrzątku i odsączonych oraz  posiekanych orzechów włoskich)

Margarynę stopić w rondelku na małym ogniu dodać cukier wymieszany dokładnie z kakao, cukier waniliowy i wodę. Dokładnie wszystko wymieszać i gotować ok 15 min na "małym ogniu" często mieszając. Ostudzić do letniej temperatury. Dodać żółtka i wymieszać. 
Masę przelać do miski pozostawiając w rondelku ok pół szkl na polewę.
Do masy w misce dodać mąkę z proszkiem do pieczenia i dokładnie wymieszać. Dodać bakalie. Zmiksować. Następnie dodać wcześniej ubitą pianę z białek i połączyć wszystko delikatnie drewnianą łyżką. Wlać do prodiża z kominkiem wcześniej wysmarowanego masłem/margaryną i posypanego bułką tartą. Piec 45 min
Murzynka piekę wciąż w prodiżu tak z przyzwyczajenia ;)
Po lekkim przestygnięciu polać  polewą pozostawioną w rondelku.
UWAGA: polewa jest przepyszna i trzeba chronić ją do czasu wylania na upieczonego murzynka przed turkuciami podjadkami ;)
--------------------------------------------

ROLADA JABŁKOWA ew (MAKOWA)
przepis ten wyszperałam chyba na forum cin-cin. Jego zaletą jest, oprócz pysznego smaku, błyskawiczne wykonanie.
* 4 jajka
* 0,5 szkl cukru
* cukier waniliowy
* 0,75 szkl mąki
* 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
* jabłka kwaśne ok 8 sztuk w zależności od wielkości (tyle, żeby starkowane pokryły jednolitą warstwą blachę z piekarnika) Jeżeli nie mam kwaśnych skrapiam słodkie cytryną)

Jabłka tarkujemy i  mieszamy z dodatkową płaską łyżką cukru (można od razu dodać cynamon, ale niekoniecznie)-żeby puściły sok
Jaja, cukier i cukier waniliowy miksujemy na puszystą masę.
Dodajemy mąkę i proszek do pieczenia. Miksujemy.

Na piekarnikową blachę, wyłożoną papierem do pieczenia wykładamy średnio odciśnięte z soku jabłka, tak, żeby uzyskać równomierną warstwę. Ja wolę więcej niż za mało.
Na jabłka wylewamy ciasto i wkładamy do piekarnika (180st) na ok 0,5 godz. Ciasto ma być ładnie zrumienione.
Wyjmujemy blachę. Przykrywamy ściereczką, kładziemy na to deskę i przewracamy na "plecki".
Delikatnie zdejmujemy papier do pieczenia. Unosząc równomiernie brzegi ściereczki zawijamy roladę. I gotowe! Kiedy ostygnie możemy posypać cukrem pudrem i podawać z kleksem bitej śmietany (niekoniecznie)

W tym przepisie jabłka możemy zastąpić puszką masy makowej. I postępować j.w. Wyjdzie nam równie smaczna rolada makowa.
-----------------------------------
SMACZNEGO! :)