Co by nie mówić, wyszłam z wprawy w temacie prowadzenia bloga i kiedy zastanawiałam się jakim tematem rozpocząć ten mój nowy etap, to wszystkie wydawały mi się jakieś nie na miejscu.
-nooo, tak to ja nie ruszę z miejsca - myślałam sobie zniechęcona.
I nagle coś mi zaświtało.
A może by tak zacząć od początku? I już miałam gotowy tytuł posta.
No właśnie, dlaczego właściwie przylgnęło do mnie imię Penelopy?
I pewnie wszystkim nasuwa się gotowa odpowiedź. Odpowiedź nader oczywista:
- Penelopa była żoną Odysa! Faktycznie, mój ukochany pływa po morzach i oceanach, więc się zgadza. :) Bingo!
Jednak to nie wszystko. To tylko jakby jedna strona medalu. Jest jeszcze druga strona -dotyczy samej Penelopy. Jak wiadomo, Penelopa nie oczekiwała bezczynnie swego obieżyświata.
Czas rozłąki upływał jej na tkaniu. (Był tam jeszcze motyw zalotników, z powodu których noce spędzała na pruciu swojej pracy...ale pomińmy ten temat 😉)
No więc jak przystało na Penelopę, ja też tkałam gobeliny.
Znaczy się jestem `Penelopą pełną gębą ;)
Było to bardzo dawno temu.
Pewnie niektóre z Was co najwyżej były wtedy różowiutkimi, słodkimi brzdącami. Ja dla odmiany miałam wtedy takiego bobasa 😍 - Tomaszka (prawie Telemacha 😉) Dzielnie towarzyszył mamusi w kursie tkactwa artystycznego. Zabierałam go ze sobą na zajęcia do osiedlowego domu kultury. Trzeba przyznać, że był wyjątkowo cierpliwym kursantem. Leżał sobie grzecznie w głębokim wózku i najczęściej równie głęboko spał ...mając jednocześnie wszystko w głębokim poważaniu ;)
Moje pierwsze gobeliny tkałam używając kolejnego morskiego elementu. A był to sizal z zużytych lin okrętowych.
To jest jedyny gobelin sizalowy, który mi się uchował na pamiątkę.
Dosyć duży. 1,5 m x 1m.
Zrobiłam go kiedyś dla moich rodziców. Teraz zawisł u mnie.
Podobnej wielkości były pozostałe wcześniejsze sizalowe prace.
Praca nad nimi trwała dosyć długo..ale przecież Penelopa musiała się wykazywać cierpliwością ;)
Najgorsze były przygotowania materiału.
Po rozplątaniu, lina zamieniała się w podobne kłębowisko sznurków sizalowych.
Trzeba było je ufarbować. Na gorąco, w wielkich garnkach. To była prawdziwa droga przez mękę.
Kuchnia zamieniała się w pole bitwy. Najtrudniej było uzyskać kolor, który się oczekiwało. W tamtych czasach (połowa lat 80-tych poprzedniego stulecia) nie było zbyt wielkiego wyboru barwników. Z kilku dostępnych kolorów trzeba było, metodą prób i błędów robić mieszanki, i nigdy do końca ( do momentu wyschnięcia ) nie wiedziałam czy to już ostateczna próba.
A najgorzej wspominam moje pierwsze eksperymenty, szczególnie przy farbowaniu koloru czerwonego do pierwszego tak dużego projektu (również 1.5m x 1 m) - "zachodu słońca". Porażka za porażką. ;)
Uśmiecham się teraz do wspomnień i do tych pierwszych moich nieporadnych prac o tematyce ... oczywiście morskiej ;)
Zdjęcie zrobione ze slajdu, więc jakość dodatkowo poleciała. Ale pamiątka jest.
Kolejny slajd w kiepskiej jakości, który się uchował to "muszle na piasku" (1.5m x 1m)
Praca z sizalem nie była lekka. Sztywne sznurki trzeba było "rozczochrać", żeby dawały efekt miękkości. Moje dłonie dostawały w kość. ...ale co się nie robi...
Po jakimś czasie zaczęłam eksperymentować z bawełnianymi ścinkami. Zmieniłam też upodobania co do kolorystyki. Ograniczyłam się do bieli. A bawić się zaczęłam fakturą.
Ten gobelin darzę szczególnym sentymentem.
Tkałam go nosząc pod swoim sercem maleńką kruszynę. Oczywiście zielonego pojęcia nie miałam czy urodzi mi się córeczka czy chłopiec. W tamtych czasach usg nie było dostępne. Ale marzyła nam się dziewczynka. Wszak synka już mieliśmy 😊
Siedziałam, z wielkim brzuchem, przed ramą z naciągniętymi równiutko nitkami osnowy i jakby grając na strunach harfy, prowadziłam wątek, który naszkicował "jej portret" 😉 (80 cm x 90 cm)
Wszyscy szeptali: "urodzisz artystkę..." ... i urodziłam 😍 - Hanię
...i na koniec jeszcze niewielkie etiudki.
50 cm x 50 cm |
róg obfitości 50cm x 60 cm |
Ufff... i tym sposobem jakoś przebrnęłam przez pierwszy post ...po czasie.
Pozdrawiam Was serdecznie
Wasza Penelopa ;)
Piekne prace, a z nimi zwiazane takie wspaniale wspomienia:) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWitaj Kamillo :)
Usuńto fakt, z czasem jak mijają kolejne lata wspomnienia nabierają coraz większych rumieńców. :)
Pozdrawiam Cię
Dobrze,że jesteś. :) Pisz, pokazuj. Wszystko to takie klimatyczne.... Pozdrawiam serdecznie. Wierna od lat podglądywaczka
OdpowiedzUsuńDroga podglądywaczko.
UsuńBardzo dziękuję Ci za komentarz. Mam jednak maleńką prośbę do Ciebie. Jako, że lubię kojarzyć komentarze z jakimiś konkretnymi osobami....nawet takimi, których nie znam... to proszę, nie pozostawiaj tak całkiem anonimowego komentarza. Opatruj je nawet jakimś pseudonimem. Chyba, że nazwiesz się ( na potrzeby mojego bloga) właśnie "podglądywaczką" ;) Pozdrowienia.
Rewelacyjny post! Piękne prace!
OdpowiedzUsuńWspaniale, że wróciłaś, Penelopo :-)
Ps. Właśnie zajadam ciasteczka żurawinowe z Twojego przepisu... mniam, przepyszne.
Tak mnie ucieszyłaś tymi ciasteczkami! :D
UsuńBardzo się cieszę, że wróciłaś. z takimi pięknymi gobelinowymi wspomnieniami. U mnie też w święta królują Twoje żurawinowe ciasteczka. pozdrawiam serdecznie.Jola
OdpowiedzUsuńJednym słowem: żurawinowe rządzą ;)
UsuńJa też je bardzo lubię.
Piękne , artystyczne prace.
OdpowiedzUsuńDziękuję Iwo :)
UsuńAch, cudownie jest tu wrócić! Cudownie wrócić do czasów minionych, wspomnień, ach... Dziękuję że jesteś, znów jesteś. :)))
OdpowiedzUsuńP.S. Anielskie medaliony świąteczne Twego autorstwa wciąż są ze mną w każde Boże Narodzenie, uwielbiam je. :)
Aniu, naprawdę te medaliony jeszcze Ci służą??? Cieszę się niezmiernie.
UsuńAle i ja mam przecież Coś pięknego od Ciebie... i zawsze mi Ciebie przypomina :)
Piękne prace, bardzo trudne do wykonania, ale u Ciebie wszystko jest zawsze idealnie wykonane cokolwiek robisz. Dobrze, że wróciłaś.:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.:))
Wszystko staje się proste, jak pozna tajniki. A że trochę trzeba było posiedzieć przy tym, to fakt. Ale w sumie takie prace, które wymagają od nas cierpliwości, jak podchodzi się do nich spokojnie, to dają odprężenie.
UsuńCieszę się, że Ty się cieszysz :) i cieplutko pozdrawiam.
Piekne prace! Gratuluje (czytalam Cie dawno temu ale o gobelinach nie wiedzialam)
OdpowiedzUsuńA
...bo nigdy o nich nie wspominałam na blogu :)
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie "A"
No moja Miła, podziwiam, za nieprawdopodobną cierpliwość, ja bym tych sznurków nie rozplątywała, a już na pewno nie farbowała :) a uchodzę za cierpliwa osobę jeśli chodzi o ręczne robótki :) zatem jak zwykle chylę czoła i ciesze się, ze odkurzyłaś blog, natomiast.... ja jestem baaaaardzo ciekawa Twojego ogródka tak w ogóle ekhm... nie pokazałaś go w pełnej krasie ani razu jednego. No.
OdpowiedzUsuń...ogródek, to w pełnej krasie jeszcze nie jest... szczególnie w styczniu ;)
UsuńAle z wiosną na pewno na blogu więcej będzie ogródka :)
Ja tam nie mówię o styczniu, ale ostatni ogrodowyraport był ponad 2 lata temu to wieszszsz... przez 2 lata pewnie niejedno urosło i wypiękniało :)
Usuńniejedno urosło... i niejedno zostało wyrwane :D
UsuńNormalnie czuję się jak na dywaniku ;)
Jesteś!!!!!!!!! :)
OdpowiedzUsuńA historia z Kasią w tle będzie?
Piękne te gobeliny. Chylę czoła za talent i cierpliwość.
I dołączam do apelu Uli, ogródek ciekawi bardzo, szczególnie żywopłot ;)
Myszko, Kasi w tle gobelinów być nie mogło, bo urodziła się długo po "erze tkania" ...ale kto wie, jak kiedyś zatęsknię do nitek osnowy, to może akurat Kasia wtedy gdzieś przez nie się "przewinie" ;)
UsuńA żywopłot będzie kochana, w swoim czasie :)
Witaj od nowa, fajny wpis :)
OdpowiedzUsuńWitaj Ana! :)
UsuńPiękne i pracochłonne te prace!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś i zdrowia życzę. :)
Marto... tak prawdę mówiąc i ja się cieszę, że znowu tu jestem. Jeszcze trochę chruchlająca, ale z Twoimi życzeniami stanę szybko na nogi :) -dziękuję!
UsuńRóg (rogi) obfitości podoba mi się strasznie, bo utkałaś je jaby miały się z nich w przyszłości wysypać wnusie i wnuki. Jesteś tak pracowita, że czasem mi wstyd, że lubię nic nie robić (po pracy oczywiście). I znowu będzie fajnie otworzyć komputer i w czasie przerwy śniadaniowej nacieszyć oczy Twoimi pracami. A piszesz o nich w taki sposób, że chyba wszystkie "podglądywaczki" uśmiechają się do Ciebie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Danuta Lissek
Witaj Danusiu! Zdecydowanie, jak Ty piszesz, to na twarzy mam banana :D
UsuńZ tymi rogami nigdy nie pomyślałam o takiej zawartości...ale to jest dobre! ;) Ten większy jest na chłopaków ...a mniejszy czeka na dziewczynki ;)
Wspaniale, że wróciłaś i znowu zapragnęłaś dzielić się z nami swoimi pomysłami, pracami, przemyśleniami, radościami .....
OdpowiedzUsuńRewelacyjny post wprowadzający w nowy etap Twojego blogowania i ciekawe gobelinkowe prace.
Pozdrawiam
Witaj Becia-b :)
Usuńczasem człek zatęskni do starych miejsc... i jestem tu znów.
To chyba tak z wiekiem coraz bardziej się wspomina. Tym razem sięgnęłam aż 30 lat wstecz. :)
Kolejny talent odkryty przed nami :)
OdpowiedzUsuńMoże bardziej to kolejna umiejętność... kolejna przygoda ;)
UsuńŻe ja już zapomniałam o tej historii !! .. Mam nadzieję, że kiedyś "jej portret" będzie mógł zawisnąć w naszym mieszkanku.
OdpowiedzUsuńCórcia, Ty... jeszcze nie masz prawa zapominać ;)
UsuńA gobelin chętnie wymienię na jakiś obraz od Ciebie (taka jestem chytra ;) )
...no dobra masz go za friko. Będę dumna, jeśli zawiśnie u Ciebie :*
Jak dobrze, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że mnie odwiedziłaś! :)
UsuńDziękuję i pozdrawiam.
Cieszę się, że wróciłaś :-) I tak się zastanawiam, co Ty jeszcze kryjesz w zanadrzu, kobieto wszelkich talentów :-)
OdpowiedzUsuńWitaj Ata!
Usuń...no parę przygód rękodzielniczych jeszcze by się znalazło ;)
Masz takie zdolne ręce .Super Cię znów czytać .Ile ja się tu naczekałam :)Też mam ciekawość Twego ogrodu Penelopo.Choć jakoś ogólnie ,jakie sukcesy ,jakie porażki -takowe chyba są zawsze.Dużo zdrowia w tym nowym roku życzę.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCzesiu, to prawda, temat ogrodu to pasmo małych sukcesów i...czasem dużych porażek. Ale wciąż sie uczę. Ale niech przyjdzie wiosna, to zabierzemy się i za te zielone tematy.
UsuńPozdrowienia ślę.
Jak widać po ilości komentarzy - decyzja o powrocie na blogowe łono była zdecydowanie słuszna! Czekam na dalsze wpisy i ślę pozdrowienia.
OdpowiedzUsuń...może i decyzja była słuszna, tylko wciąż zastanawiam się czy się wyrobię z wszystkim...szczególnie jak wiosna zapuka do naszych ogrodów ;)
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie
Hihi... Ja właśnie skończyłam nadrabiać blogowe zaległości po ostatnim sezonie i za swojego posta się zabieram. Wiosną pewnie znów czasu zabraknie. Ale przecież blog to przyjemność a nie obowiązek :)
Usuńha! problem w tym, że ja za dużo mam tych przyjemności :) (jedynie codzienne pichcenie to dla mnie udręka, ale z tego nikt mnie nie chce zwolnić)
UsuńI czasami nie potrafię sensownie podzielić czasu między te wszystkie przyjemności... a chciałoby się wszystkiego po trochu...a nie zawsze to wychodzi ;)
Ach jak ciesze sie,ze Pani znow pisze...A ja czekam na Boze Narodzenie-uwielbiem Pani bombki.Alez zdolna Pani jest.Wszystkiego dobrego dobrego w tym Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńIwonko, a ja się cieszę, że Ty się cieszysz. :)
Usuń...a w naszej blogowej sferze, to raczej nie ma żadnych "Pań" ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Woow! Kolejna umiejętność. To się chwali :)
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita. Wszystko co wychodzi spod Twych zdolnych rąk zachwyca, a te cudowne sprzed lat pierniczki z koroneczkami z lukru, to istne mistrzostwo świata.
Czekam na kolejne cuda i serdecznie pozdrawiam
Dana, dziękuję za tyle miłych słów! Z chęcią będę się dzieliła z Wami swoimi mniejszymi i większymi projektami. Oby tylko czasu ktoś mi podesłał jakimiś kanałami ;)
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie.
jestem pod wrażeniem -
OdpowiedzUsuńopowieści, łagodności,
rękodzieł wszelakich...
cieszę się, że trafiłam
tutaj w takim momencie!
Witaj Inka w moich wirtualnych progach! :) ...i ja się cieszę niezmiernie, że trafiłaś tutaj w tym momencie. Będziesz zawsze mile widziana.
UsuńPozdrowienia ciepłe ślę z zimnych Kaszub.
Piękny początek ...no raczej powrót do blogowania. Zostań z nami :-). Prace piękne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAlicjo, mam nadzieję, że ten nowy wpis nie okaże sie jakimś jednorazowym incydentem i że znajdę czas na w miarę regularne blogowanie. Wszytko się okaże ;) Chęci mam, z to już COŚ. :)
UsuńPozdrawiam.
Czego tu nie napiszę zabrzmi banalnie,szczególnie po tak wielu miłych i trafnych komentarzach. Twoje gobeliny,że Piękne to mało powiedziane :) szczególnie ten pierwszy podoba mi się bardzo,jest rewelacyjny!!! podziwiam Twoją pracę i niezwykłe zdolności :)
OdpowiedzUsuńWitaj Agnieszko :)
UsuńCieszę się, że się odezwałaś... bo zawsze kojarzysz mi się z moim rodzinnym miastem :) ...i wracam na moment tam...na ulicę Kościuszki ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Penelopo, masz "złote ręce" i talentu Ci nie brakuje, ucieszył mnie Twój powrót do cyberprzestrzeni, znów będę mogła podziwiać Twoje rękodzieło i czuć się miło zaskoczona Twoimi ciekawymi pomysłami na ubarwianie codzienności. Sentymentalna podróż w przeszłość zaciekawiła mnie, tym bardziej, że moja młodość przypada również na lata osiemdziesiąte, pierwszy kilim najbardziej przypadł mi do serca. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrawda, że pomimo wszystko miło się wspomina te ciężkie lata 80-te. Z jednej strony było trudniej... a z drugiej wiele rzeczy było prostszych... no i my młode :)
UsuńMelduję się znowu :) super wspomnienia i prace. Fajnie, że jesteś! :) BDB
OdpowiedzUsuńTez się cieszę, że do mnie zajrzałaś i się odezwałaś BDB :) -to dla mnie znaczy wiele.
UsuńJakże się cieszę że wróciłaś. U ciebie tak zawsze... "cieplo". Piękna historia i proszę o jeszcze :)
OdpowiedzUsuńBędą kolejne :) Pozdrawiam Cię serdecznie Kasiu i cieszę się, że nie zapomniałaś.
UsuńPenelopo,
OdpowiedzUsuńNie masz pojęcia, jak bardzo mnie cieszy Twój powrót!
W czasie Twej nieobecności w wirtualnym świecie zaglądałam z nadzieją, że może znów się pojawisz. Serdeczności - Małgorzata
Małgosiu, nie masz pojęcia jak się miło czyta Twój komentarz. Z przyjemnością dla takich gości bedę się odzywać w kolejnych postach.
UsuńPozdrowienia ślę.
Bardzo, bardzo cieszę się z Twojego powrotu :) bywałam tu zanim zaczęłam blogować, czytałam, czerpałam energię i inspiracje. Miło znowu Cię czytać i podziwiać talent. Kilimy są niesamowite. Ten ogrom pracy, cierpliwość... Każdy z tych, które pokazałaś zrobił na mnie wrażenie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzyłączam się do głosów wyrażających radość z Twojego powrotu.Twój blog znalazłam gdzieś lata temu i wyczytałam wszystkie posty.Podziwiałam Cię bardzo za Twój talent, perfekcjonizm i inwencję twórczą.Wiele się też nauczyłam i zainspirowałam .Twój blog dodałam do ulubionych zakładek i co jakiś czas sprawdzałam czy coś nowego się pojawiło.Aż tu proszę Penelopa wróciła!Witamy i czekamy na kolejne posty.Gabrysia
OdpowiedzUsuńCzekam i czekam na nowe wpisy a tu nic :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam,
Katarzyna