środa, 29 kwietnia 2009

W szponach nałogu

…no i wpadłam znowu! Czy Wy też tak macie?
Płonąc wstydliwym rumieńcem przyznaję, że znowu dałam się porwać swoim słabościom. A przecież obiecywałam sobie, że tym razem nie dam się zwariować i nie ulegnę moim skłonnościom do szaleńczego tempa pracy przy wyszywaniu. Tak już mam, że jak podoba mi się jakiś projekt, za wszelką cenę chcę jak najszybciej ujrzeć finał. Zapominam wtedy o bożym świecie, zaniedbuję dom, nie dojadam, zarywam noce, wszystkie inne obowiązki wykonuję jak jakąś pańszczyznę, wymiguję się z życia towarzyskiego… a kiedy rodzinka usiłuje przywołać mnie do porządku, oganiam się od nich jak od namolnych much. Śmieję się sama z siebie, kiedy tłumaczę im, że jest to jedyny “sport ekstremalny”, jaki przy moim lichym zdrowiu mogę uprawiać. Chyba odrobinę adrenaliny mi się należy, no nie?
…ale kiedy spojrzę na siebie z dystansu, to przyznaję, że wcale mi się to nie podoba tak do końca. Nie lubię z zasady żadnych nałogów. Wszak każde uzależnienie w jakimś stopniu pozbawia człowieka wolności. Obojętnie, czy są to narkotyki, alkohol, papierosy, łakomstwo,lenistwo, pracoholizm…. Kiedy doszłam do wniosku, że nie potrafię rozsądnie dozować przyjemności wyszywania, postanowiłam zrobić sobie odwyk. Wmówiłam sobie, że mam dosyć haftu krzyżykowego i powiedziałam pas…
…ale znalazła się taka jedna Maja co to zaczęła wiercić mi dziurę w brzuchu. Była wyjątkowo wytrwała. Podsyłała mi linki do francuskich blogów, czarowała samplerami,wyszytymi drobiazgami niezwykłej urody… kusicielka jedna! Aż w końcu postawiła na swoim i reaktywowała mnie…. dziękuję Ci Maju!
Spryciula wiedziała, że porcelanowa zastawa już od roku czekała u mnie w priorytetowej kolejce. Dałam się namówić na tą wspólną zabawę, obiecując sobie, że tym razem będę panować nad moimi zapędami… Do półmetka byłam nawet z siebie dumna, ale kiedy porcelana zaczęła nabierać kształtów to po prostu się zapomniałam… i znowu macham igłą bez opamiętania zapominając o bożym świecie. No trudno, pękłam. Ale następnym razem to już na pewno się nie dam … ;)
A przy okazji pokażę Wam pracę wyszytą w stanie mojego pierwszego “upojenia krzyżykowego” …jakieś 6 lat temu.
Wyszyłam go w przeciągu dwóch (2) tygodni.
To Bibliotekarz na podstawie obrazu z 1850r, którego autorem jest niemiecki malarz Carl Spitzweg. Oryginalny tytuł to “Bücherwurm”, co dokładnie znaczy -mól książkowy


Wyszywałam go ściegiem gobelinowym na kanwie jednonitkowej (tzw. siatce). Kanwy takiej używa się do haftu ubraniowego. Jej gęstość to 88 ściegów na 10 cm.

haft o wymiarach 140/250 ściegów, wyszyty na tej kanwie osiągnął wielkość 16/28 cm.





Z całą pewnością należy on do moich ulubionych prac. Lubię patrzeć na tego sympatycznego i dystyngowanego starszego pana -”Mola książkowego”

Jako ciekawostkę dodam, że inny niemiecki malarz Hermann Fenner-Behmer w 1910 r namalował “Mola książkowego” w trochę innej postaci … czyżby miała to być riposta w stosunku do dzieła starszego kolegi po fachu Carla Spitzwega?

piątek, 24 kwietnia 2009

Chleba mojego powszedniego smak

Właśnie mija drugi rok, odkąd piekę mój chleb powszedni. Z takim zamiarem nosiłam się już dużo wcześniej. Przymierzałam się nawet do kupna maszyny chlebowej. Szukałam takiej z dwoma mieszadłami, i wciąż nie mogłam się zdecydować jaką kupić… goszcząc u mojej licealnej przyjaciółki Gosi, miałam  przyjemność spróbowania jej chleba. Był przepyszny i na dodatek nie wymagał posiadania żadnej maszyny. Jedynie piekarnik jest konieczny.

A przepis jest naprawdę dziecinnie prosty i na dodatek zawsze się udaje.
Rzecz jasna najważniejszym składnikiem jest zakwas. Być może nie wygląda zbyt apetycznie…


Można go wyhodować samemu, albo udać się do jakiejś piekarni i uśmiechnąć się serdecznie do pana piekarza. Wystarczy to zrobić jeden raz, ponieważ na kolejne wypieki zakwas uzyskamy z ciasta chlebowego. Ja skorzystałam z trzeciego wariantu -dostałam od przyjaciółki :)) Jeszcze raz dziękuję Ci Gosiu!

…a więc zabieramy się do pieczenia razowca. Przygotowujemy składniki.

* 1 kg mąki pszennej
* 0,5 kg mąki żytniej razowej
* 1 szkl. płatków zbożowych
* 1 szkl. siemienia lnianego
* 1 szkl.otrębów zbożowych
* 1 szkl. pestek słonecznika
* 4 łyżeczki soli i
- 1,5 litra ciepłej wody
- zakwas


Mieszamy w dużej misce dokładnie wszystkie suche składniki.

Wlewamy zakwas i wodę.


Ponieważ zakwas jest gęsty i trudno łączyłby się z ciastem, wcześniej rozrzedzamy go mieszając w słoiczku z wodą odlaną z przygotowanej porcji. Woda musi być ciepła!

Mieszamy drewnianą łyżką do uzyskania jednolitego ciasta (2-3 min)

Do słoika (wystarczy półlitrowy) odkładamy 4-5 łyżek ciasta i odstawiamy go do lodówki na min 3 dni, aby wystarczająco namnożyły się bakterie i drożdże. Wtedy możemy piec kolejne chleby.


Pozostałe ciasto wykładamy do wcześniej wyłożonych papierem do pieczenia, keksówek. Ja używam dwóch 35 cm-owych. Można również używać (podobno bardzo wygodnych) foremek silikonowych, do których ja jakoś przekonać się nie mogę. Są dla mnie …hmm …mało estetyczne.

Przykrywamy ściereczką i odstawiamy, najlepiej w ciepłe miejsce, na ok 7 godz. do wyrośnięcia. Czas zależy od temperatury. Jeśli odstawimy w chłodniejsze miejsce trzeba poczekać i ponad 8 godz., ale w cieplejszym już po 5-6 godzinach chleb jest wyrosnięty.


Przed włożeniem do piekarnika możemy posmarować rozmąconym jajkiem, wtedy skórka nabierze ładnego koloru.

Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do ok 180-190 st. i pieczemy 1godz.


…i możemy się delektować smakiem własnego chleba :) mniam…

Dla mnie najsmaczniejszy jest drugiego dnia. Po prostu pycha. Świeżość utrzymuje przez min tydzień.


Oczywiście przepis możemy modyfikować, dodając np. pestki dyni, śliwki, rodzynki, lub też posypując po wierzchu makiem czy sezamem. Kombinacji jest wiele.
Nam smakuje najbardziej z dodatkiem żurawiny. Na tą porcję wrzucam dwie garści suszonej żurawiny.
Gorąco polecam!

Filiżanki, wyszywanki…

biała porcelana się wyszywa, nie idzie mi tak szybko jakbym chciała. Cóż, doba zbyt krótka, a obowiązków na mojej penelopowej głowie zbyt wiele… W niedzielę kolejna odsłona wspólnego wyszywania, a tymczasem pokażę kolejne moje filiżaneczki. Wyszyłam je jakieś 6 lat temu i pamiętam, że bardzo sympatycznie się przy nich pracowało.

Wyszyte są, jak zdecydowana większość moich prac na “aidzie nr.18″ w kolorze ecru.

Oto komplecik w zieleni.




…i komplet niebieski.


poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Porcelany wspólne wyszywanie -odsłona pierwsza



Moja serdeczna koleżanka Maja zachęciła mnie do zabawy wspólnego wyszywania… Muszę przyznać, że do prowadzenia bloga też właśnie Ona mnie zmotywowała … tak,tak Maju, to wszystko przez Ciebie!

A wracając do tytułowego tematu. Maja na swoim blogu zaproponowała wspólne wyszywanie białej zastawy porcelanowej, takiej jak na powyższym zdjęciu.
Chęć uczestnictwa w zabawie zgłosiły Jaśmin, Monicja, 5.monika, Filyoo, JAgnieszka i oczywiście ja. W minioną środę został ogłoszony “start” , po którym to wszystkie uczestniczki chwyciły za igiełki. W każdą kolejną niedzielę na swoich blogach będziemy pokazywać zaawansowanie naszych prac. Uważam tą zabawę za bardzo sympatyczną. Ciekawe to uczucie, kiedy wyszywając zdaję sobie sprawę z tego, ze gdzieś tam, w różnych zakamarkach Polski moje koleżanki pracują nad tym samym schematem i spod ich igieł wyłania się ten sam obrazek.

Jako, ze dzisiaj pierwsza niedziela, pokazuję stan mojej porcelany. Zgodnie z dyspozycją gospodyni zabawy, na fotografii pierwszej odsłony ma znaleźć się czerwone jabłuszko. A proszę bardzo!
Powoli wyłaniają się kształty, ale do końca jeszcze daleko

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Bardzo podobają mi się motywy porcelany w hafcie. Na swoim koncie mam trochę popełnionych takich prac. Korzystając z okazji pokażę moje trzy pierwsze filiżanki, do których mam sentyment i wciąż niezmiennie mi się podobają. Wyszyte są na “aidzie nr 18″. Jako że po wyszyciu, filiżanki zlewały się z kolorem aidy (ecru) postanowiłam przyciemnić tło wyszywając je pojedyńczą nitką w kolorze jasnego brązu ściegiem gobelinowym. Efekt końcowy spełnił moje oczekiwania.


środa, 15 kwietnia 2009

Bomba poszła w górę...

15 Kwiecień 2009


…i niech się dzieje co chce…
Rozpoczynam nową przygodę … z blogiem.
Witam więc wszystkich pięknie w progach mojej pracowni, gdzie zwykle dzieje się wiele, szczególnie kiedy mój Odys wyrusza na swoje Oceany. Wtedy długie samotne dni i wieczory spędzam oddając się moim pasjom…
A wszystko zaczęło się ( jak przystało na Penelopę) od tkania gobelinów. Było to ponad ćwierć wieku (!) temu. W międzyczasie moje fascynacje technikami rękodzielniczymi zmieniały się. Ostatnie lata króluje w mojej pracowni decoupage, który wciąż toczy spory o palmę pierwszeństwa z haftem krzyżykowym …ale jak znam życie nieoczekiwanie zwycięży zupełnie nowa technika …. i sama jestem ciekawa co to będzie???
…tymczasem na początek powiew minionych świąt











… a dla urozmaicenia moje tegoroczne w pośpiechu wydrapane kraszanki