wtorek, 16 listopada 2010

Nie do pary...

...tak jakoś mi się uszyło ... ;)



wtorek, 9 listopada 2010

To się porobiło...

...no i wykrakały co niektóre koleżanki ;)
Krasnale tak się dobrze zaaklimatyzowały na moim strychu, że jakimś cudem namnożyło ich się. Nie mam zielonego pojęcia jak to się stało :o
Czy towarzystwo weszło kominem, czy jakaś inną drogą... ;) nie będę wnikać. Niech tam mają swoje słodkie tajemnice. Dość powiedzieć, że jest wesoło ;)
Byłam w błędzie przeczuwając, że czas im będzie mijał tylko na amorach. Krasne ludki owszem, lubią flirtować, bawić się, śmiać , figlować..ale i praca nie jest im obca.


Zobaczcie tylko co zmajstrowały po nocach. Gałgankowe bombeczki :)




Produkcja ruszyła pełną parą.


Spróbowałam i ja. A co, będę gorsza?
Uszyłam dla urozmaicenia w spokojniejszej kolorystyce. Ozdobiłam koronkami i prostym haftem.



Bombek przybywa. Zmuszona zostałam do utworzenia w mojej Galerii nowej kategorii  -"Boże Narodzenie"

Tymczasem ja zasiadam do mojej haftowanej skarpety. W międzyczasie trochę jej przybyło... ale końca wciąż nie widać ;)

czwartek, 4 listopada 2010

Krasnoludki są na świecie ;)

"Czy to bajka, czy nie bajka,
Myślcie sobie, jak tam chcecie.
A ja przecież wam powiadam:
Krasnoludki są na świecie... "
                               M. Konopnicka
...jeśli chodzi o mnie, nie uwierzyłabym gdybym nie zobaczyła na własne oczy... i do tego w swoim ogrodzie.
Nie wiem skąd się tam wzięły. 
Siedziałam sobie przy porannej kawie słuchając mojego ulubionego Bacha. Właśnie wtapiałam się w "Arię na  strunie G"... kiedy łagodność muzyki zakłóciło szczekanie psa sąsiada. :/ Ujadał podejrzanie długo, więc pofatygowałam się na taras, rzucić okiem na swoje "hektary" ;) i sprawdzić co u licha się tam dzieje.  Przetarłam oczy ze zdziwienia... omamy jakieś czy co?... pod krzakiem bukszpanu coś małego czerwonego  ruszało się. To były one...
O kurczątka!..to najprawdziwsze krasnale. Znieruchomiałam  bojąc się, że ich spłoszę. Ale one jakby w swoim świecie nie zwracały uwagi ani na mnie, ani na wściekłego czworonoga. Spacerowały sobie rozprawiając, wystarczająco głośno abym słyszała, gdzie szukać schronienia przed zbliżającą się zimą. Co jakiś czas przysiadywały sobie to tu...
to tam...
Niby stałam jak wryta... ale w głowie w labiryncie przewodów mózgowych aż huczało... ;) bzzzz...zaraz, zaraz... przecież krasnoludki, jeśli wierzyć bajkom, są bardzo pracowite ..bzzzz... a ja przecież mam ciągłą niewyróbkę....bzzzz... więc może by je tak udomowić :) i zaprzęgnąć do roboty :))  Bingo! Tego mi było trzeba! 
Z uśmiechem nr 8 i przesympatyczną miną (czasem mi wychodzi;) ) podeszłam do krzaka ognika... 
O dziwo, wcale nie były zdziwione moją propozycją. ...nonie, o żadnych robótkach nawet nie wspomniałam... a jedynie o gościnności tego domu ;))... 
Przynęta została połknięta. I tym sposobem mam u siebie najprawdziwsze krasnale :)) Tymczasowo odstąpiłam im strych ...i dałam im (tymczasowo) święty spokój.
Najwyraźniej aklimatyzują się...
...i całkiem, całkiem im to wychodzi ;)
...a ja z kącika przyglądam im się i prawdę powiedziawszy wciąż nie mogę uwierzyć ;)
 Zobaczymy, czy rano ich jeszcze zastanę?  


Tymczasem pokażę Wam moje postępy w wyszywaniu skarpety. Dłubię i dłubię a końca nie widać.
Ten projekt to kolejna do kolekcji skarpeta z Bucilli pt "Nostalgia". Mam przy tym niezłą "gimnastykę", bo w moim schemacie brakuje czterech środkowych rzędów w pionie. Uskuteczniam więc radosną twórczość, czasami rzucając pod nosem nieparlamentarne słówko. Na przyszłość będę uważniejsza przy wyborze kolejnego projektu.
Pozdrawiam wszystkich moich gości, a szczególnie tych, którzy zostawiają po sobie ślady w postaci komentarzy. Bo tak naprawdę, to one chyba najbardziej mnie motywują do kontynuowania tego bloga i sprawiają, że mimo wszystko wciąż jeszcze mi się chce...