sobota, 15 maja 2010

Miśka futrzasta

W końcu udało mi się uszyć pierwszego misia (w tym wypadku misię) z futerka. To dopiero mięciuch! Trochę się namęczyłam poskramiając nowy materiał , ale i bawiłam się przednio kombinując nowy wyraz twarzy ;) Do końca nie byłam pewna jaka minka ukaże mi się po zszyciu pięciu kawałków futerka, które składają się na głowę. Po zamocowaniu oczu już byłam zadowolona. Wyszycie noska ostatecznie kształtuje ;) charakter  postaci. Recenzje moich córeczek zupełnie mnie zadowoliły. Obie piszczały i szczerzyły szerokie uśmiechy do mojego misiowego stworka ... , że Kasia, to rozumiem, ale Hania???  ;)
Miśka nie ma imienia, więc na razie będzie "Ona". Posiada za to już wykształcony charakterek. Mimo, że "goła i wesoła" ma zadatki na damę. Przed sesją zdjęciową w lusterku się mizdrzyła.


... zaraz potem domagała się portretu. A  proszę bardzo... ;)




 ...ale wciąż coś jej nie pasowało i szybko stwierdziła, że zmęczona musi odpocząć sobie. Koniec sesji moi mili ;)



W leniwej pozie oczekuje propozycji szlachetnego imienia.
 Przyznaję, że coraz bardziej wciąga mnie to misiotwórstwo... ale tymczasem pauzuję. Wybywam na dłużej podremontować moje liche zdrowie :/ 
Wszystkich moich gości pozdrawiam serdecznie  ...i do miłego :)

p.s. ...tak naprawdę, to sesja jeszcze by trwała, ale Odys stoi nade mną i powtarza,że czas jechać :/

czwartek, 13 maja 2010

Były sobie miśki trzy...

 Pobawiłam się troszkę wykrojami i szmatkami. Efekt: misiaki trzy wyszły mi spod igły.


Może się wydawać że są do siebie podobne.  Tymczasem z wyglądu różnią się znacznie, z charakteru również  ;)



sobota, 8 maja 2010

Zabawa w "10"

Dostaję kociokwiku. Ledwiem się parę dni temu z zaległościami uporała, to kolejne mi się narobiły. Wszystko to oczywiście przez Odysa. Raz ustalonej wersji będę się trzymać ;)
Zostałam zaproszona przez Joannę z "Mglistego snu" i Dezeal z "Moorland Home" do zabawy ...sentymentalnej. Jej zasada to odnalezienie w swoim komputerze 10-ego zdjęcia pod względem "starości"
Od dwóch miesięcy zostałam pozbawiona mojego sędziwego laptopka, który pękał w szwach m.in od przesadnej liczby zdjęć. Padł twardy zysk. Panowie magicy właśnie próbują odzyskać choć jeden dysk i jestem cała struchlała, bo wiem, że z częścią moich zasobów będę musiała się pożegnać na zawsze (zbyt drogi to interes, żeby odzyskiwać wszystko) Został mi więc teraz tylko komputer stacjonarny, i teraz żałuję, że Odysa nie posłuchałam w porę i nie przeniosłam wszystkich ważnych danych. Jeśli chodzi o komputer to jestem straszną bałaganiarą i mimo, że wciąż sobie obiecuję akcję porzadkową, to na obiecankach się kończy.
Ale powróćmy do zabawy w "10"
Siłą rzeczy musiałam poszperać w moich komputerowych albumach i po raz kolejny stwierdziłam, że era cyfrówek bardzo wypaczyła urok sentymentalnego powracania do starych fotografii. Do czasu kiedy skazani byliśmy jedynie na aparaty analogowe bardzo pieczołowicie tworzyłam rodzinne albumy. Nie mogłam się doczekać kiedy zdjęcia zostaną wywołane. Tworzyłam na bieżąco serię albumów rodzinnych a jeszcze osobno dla każdego dziecka prowadziłam ich osobiste albumy zapisujące chronologicznie historię ich życia. Pamiętam z jaką przyjemnością oglądało się te kroniki . Zresztą do dzisiaj bardzo lubię przekartkować jakiś inny album. I nagle wszytko się urwało z chwilą rozpanoszenia się cyfrówek. Łatwość "trzaskania" kolejnych fotek i możliwość, wydawało się praktycznego ich magazynowania w komputerach, paradoksalnie pozbawiło tą dziedzinę części jej uroku. Jednak fotografia wywołana na papierze mimo wszystko jest dla mnie dużo piękniejsza, niż oglądana na najlepszym nawet monitorze. Chciałabym umieć wybrać te najlepsze ujęcia i kontynuować prowadzenie moich albumów, które można wziąć w ręce i kartka po kartce zatrzymywać się nad uwiecznionymi chwilami...
Tymczasem znowu odbiegłam od tematu zabawy :)
Przywołuję się do porządku i pokazuję odkopane zdjęcie z 2004 (w laptopie były starsze), na którym moja Kasieńka wygina śmiało ciało :) (ta na pierwszym planie)


Jak ja dawno do tych zdjęć nie wracałam ...aż się rozczulilam. Jaki z niej jeszcze wtedy był bobas. Miała wówczas 5 lat i rozpoczynała swoją przygodę z gimnastyką artystyczną. Układy w wykonaniu tak małych dzieciaczków są wyjątkowo urocze. Pamiętam, to był jeden z pierwszych pokazów dla rodziców. Co za emocje! Salwy oklasków mieszały się z salwami śmiechu , kiedy raz po raz któraś z gimnastyczek wywracała się lub nie nadążała za grupą :))
...a ile fotoreporterów :)) Jednym z nich jestem ja -najbardziej błyszczę ;)

Wykorzystam fakt, że dwie koleżanki poprosiły mnie do zabawy i pokażę jeszcze jedno zdjęcie z komputerowego albumu. Uśmiałam się do łez kiedy po latach zobaczyłam tą biedronę, wybierającą się na bal do przedszkola.
A przy okazji zwróćcie uwagę na choinkę w tle. Cała udekorowana jest własnoręcznie przez nas zrobionymi dekoracjami.  To Hania wpadła wówczas na taki pomysł. Siedzieliśmy więc wieczorami i uprawialiśmy radosną twórczość. Tomek wykonał wszystkie frywolitkowe gwiazdki ( widać je dopiero na powiększeniu ) a my, dziewczynki, bawiłyśmy się z masą solną i kolorowym papierem. Ale było zabawy! Uśmiecham się od ucha do ucha do tych wspomnień :)


A teraz do tablicy wywołuję:
-Małgosię z "Malarstwa na ty"
-Violcio11 z "Volcio11"
-Anię z " Tu anya.es art"
-Anię z "Apuni-moje hobby"
-Monikę z "Koronki"
Ciekawa jestem Waszych zdjęć.

wtorek, 4 maja 2010

Candy majowe i wyniki losowania.

Troszeczkę terminy mi się rozjechały (upsss!)  Losowanie kwietniowego candy miało mieć miejsce 30 kwietnia. Ogłoszenie majowego 1 maja. ...no i jak ja teraz wyglądam?  ...ale musicie mi wybaczyć. Wszystkiemu winien Odys! ;)
Na statku już tak jest, że cokolwiek złego się stanie finalnie winny jest kapitan, bo przecież to On jest pierwszy po Bogu i za wszystko odpowiada. Ta zasada oburza mnie okropnie, bo przecież nie sposób 24h na dobę pilnować wszystkich i wszystkiego... ale w warunkach domowych?.. to już co innego ;)  nie będę ukrywać, że w warunkach domowych ta zasada bardzo mi odpowiada. ...więc uznałam, że niedotrzymane terminy na moim blogu ... to wina Odysa ;) ...no bo w końcu przyjechał, a ja niczym młoda dzierlatka straciłam głowę (jak zwykle zresztą) i o bożym świecie zapomniałam. Czyż więc  nie jego to wina???  Dla zainteresowanych Odys nie protestuje. Uśmiecha się dobrodusznie i wspaniałomyślnie bierze na swoja klatę ewentualne zarzuty.
Jestem więc czysta ;) ...i jakby nigdy nic ogłaszam majowe candy.
Oto dwa gołąbeczki z ogrodu...


...sfrunęły na moje pokoje i zgłosiły gotowość do wiosennego lotu.



Właściwie to już są spakowane i czekają na ostatni dzień maja aby wzbić się pod niebo i odbyć lot pod wskazany im adres ;)


Dlatego proszę aby wszyscy chętni do zaadoptowania tej parki, umieścili jedno z powyższych zdjęć (zalinkowane) na bocznym pasku swojego bloga informując o moim candy. Osoby nie mające bloga a często odwiedzające mój zakątek i choć od czasu do czasu zostawiające po sobie ślad w postaci komentarzy, również mogą uczestniczyć w zabawie.
Przypominam, że udział w losowaniu będą brały komentarze zostawione pod wszystkimi postami z miesiąca maja. Oczywistym jest więc fakt, że osoby częściej zostawiające komentarze znacznie zwiększają szansę na wylosowanie (w tym miejscu przypominamy sobie zadania z rachunku prawdopodobieństwa - ach, błogie szkolne lata ;)  )

A teraz przedstawię wyniki losowania kwietniowego candy, którego przedmiotem był ten oto wyszyty przeze mnie obrazek

W pierwszym ciągnieniu wyjaśniło się spod którego posta komentarze będą brać udział w losowaniu ostatecznym. Los wybrał "Ciasto marchewkowe"
 Losowanie dostarczyło mi nie lada emocji. Po raz pierwszy okazało się, że wyciągnięte "losy" nie spełniają kryteriów zabawy. Sama nie mogłam uwierzyć, że cztery losy wyciągnięte pod rząd nie mogą zostać wygranymi. Wszystkie kierowały mnie do blogów, gdzie niestety, nie znalazłam zalinkowanego zdjęcia. Wyglądało mi to podejrzane. Z ciekawości sprawdziłam, czy może choć pod "candowym" wpisem osoby te deklarowały chęć przygarnięcia ważki. Okazało się, że nie; więc uspokoiłam się, bo wygląda na to, że akurat ważkę najwidoczniej nie chciały "zaadoptować".  Mimo wszystko byłam lekko zniecierpliwiona, kiedy w końcu zakończę to losowanie.
Po raz piąty pomieszałam karteczki i wylosowałam kolejne imię. Mocno zaintrygowana poszłam tropem i zajrzałam w progi kolejnego bloga  i ...odsapnęłam z ulgą :) , bo w końcu wszystko "gra i buczy" :)
Miro!, z Poukładanego świata, niezmiernie się cieszę, że wybawiłaś mnie z niekończącego się losowania ;)
Jako pierwsza gratuluję Ci wygranej :) i proszę, wyślij swoje dane adresowe na mój e-mail:  myszasul@gmail.com

A teraz uciekam i mam nadzieję, że wieczorkiem uda mi się poodwiedzać Wasze progi i nadrobić blogowe zaległości, które mi się namnożyły przez ... Odysa ;) ... bo porwał mnie niczym pirat ;) na długi weekend i odgrodził od świata.