piątek, 27 sierpnia 2010

IKEA 2011

Jakiś czas temu dostałam od Ikea propozycję otrzymania i zaopiniowania najnowszego katalogu na rok 2011. W ubiegłym, z podobnej oferty nie skorzystałam, ponieważ bujałam się wówczas po Atlantyku.
Tym razem siedzę w domu na swoich czterech literach... jak przystało na wierną Penelopę i od miesiąca wyglądam Odysa, który znowu wyruszył na swoje Oceany. Jeszcze mi przyjdzie trochę wyglądać :( ...
Samotne wieczory trzeba czymś zapełnić... zalotnicy jakoś nie pchają się drzwiami ani oknami...więc czemu by jeden wieczór nie spędzić w krainie Ikei ;)
Rozmiar katalogu XXL jakoś bardziej urealnia wszystkie zdjęcia.
Sympatycznym akcentem dla mnie jest z pewnością spersonalizowana okładka.


 Mała rzecz, a cieszy ;)
Co prawda z lekka się zdziwiłam po rozpakowaniu przesyłki, ponieważ zdjęcie miało być jedno. Dokładnie to:


Tymczasem ktoś chyba chciał przedobrzyć ;) i wkręcił się jeszcze na okładkę Kasiny regał. Cóż... jakoś przeżyję ... Przecież tak naprawdę nie okładka jest tu najważniejsza, a to co za tą okładką się kryje - czyli Świat w/g IKEI, a w nim mnóstwo propozycji na urządzenie naszych wnętrz.
Oferta jest tak bogata, iż jestem przekonana, że każdy znajdzie coś dla siebie, jeżeli nawet nie gustuje w tych typowych dla IKEI klimatach.
Podoba mi się bogactwo aranżacji  wnętrz meblami i drobniejszymi akcesoriami tej marki. Ich propozycje jak nigdzie chyba indziej są podane tak po domowemu. Miło się to ogląda. Ma się wrażenie, że są to prawdziwe mieszkania, w których toczy się życie ...całkiem wygodne i przyjemne ;)
Przeglądając te wnętrza aż kusi, żeby znaleźć się w nich, wtulić w miękką sofę i się odprężyć.
...a jeśli o sofie mowa, wybrałabym taką:

Sprawia wrażenie niezwykle wygodnej.

 Z szerokiej gamy mebli wpadły mi w oko te, z litego drewna


Z pewnością znalazłabym u siebie miejsce dla paru mebelków z tej serii, chociażby w pracowni.

Przewracając kolejne kartki doszłam do działu KUCHNI
 -aranżacje tego pomieszczenia, jakby nie było serca domu, zawsze mi się podobały. I tym razem się nie zawiodłam.


Propozycje najnowszego katalogu są na tyle różnorodne, że chyba każdy mógłby znaleźć coś do swojej kuchni. Od małej kawalerki,  po całkiem spore metraże.
Znajdziemy tu rozwiązania, które w logiczny sposób porządkują wszystko, wykorzystują każdy zakątek (szczególnie ważne w małych mieszkaniach) przez co z pewnością ułatwiają pichcenie. A jednocześnie jest miło i przytulnie. To musi się podobać.
Kolejnym pomieszczeniem (zaraz po kuchni), które przykuwa moją uwagę jest SYPIALNIA. I w tym temacie możemy znaleźć wiele inspiracji. Chociażby taka propozycja:


Duet bieli z brązami uważam za bardzo udany. Zważywszy na porę, z chęcią wśliznęłabym się do tego łóżka, by przenieść się w krainę Morfeusza... ;)
Tymczasem przewracam kolejne kartki i trafiam do garderoby. Marzy mi się taka...


...koniecznie duża, z wypasionymi i super zorganizowanymi szafami, gdzie wszystko jest na swoim miejscu i w zasięgu ręki.

I jeszcze muszę koniecznie wspomnieć o dziale tzw organizerów. Pudeł, pudełeczek, koszy, praktycznych pojemników, segregatorów, sprytnych szufladek, które tak ułatwiają życie i trzymanie porządku.
Dla mnie są nieocenione... przede wszystkim w pracowni. To one tak bardzo ułatwiają mi poruszanie się po moich niezmierzonych bogactwach wszelkich przydasiów: szmatek, guzików, koralików, szkiełek, koronek, niteczek, wykrojów, papierków, serwetek, pędzelków, farb, przeróżnych preparatów...(długo by jeszcze wymieniać) Za każdym razem kiedy odwiedzam salon Ikei kuszę się na kolejne tzw "organizery". Chyba jestem od nich uzależniona. I pewnie przy najbliższej okazji nie odmówię sobie kolejnych, tak praktycznych nabytków, chociażby z tej strony najnowszego katalogu.


Nie pozostaje więc mi nic innego jak wybrać się w najbliższym czasie do IKEI ;)

Tymczasem pozdrawiam wszystkich moich gości serdecznie.

piątek, 20 sierpnia 2010

A latka lecą...

...no właśnie, jak ten czas szybko leci. Dzień za dniem ... miesiąc za miesiącem... rok za rokiem.
No, nie chce mi się wierzyć, że dzisiaj stuknął mi kolejny. Tym razem to nie żarty. A co tam, przyznam się bez bicia. To ostatni z czwórką z przodu. Upppss.
Uśmiecham się jednak kokieteryjnie do nieubłaganego kalendarza, bo ostatnio doszły mnie słuchy, że tak naprawdę to życie zaczyna się na dobre dopiero po pięćdziesiątce ;))
No patrzcie ... a ja przez ostatnią dekadę byłam przekonana, że po czterdziestce. Widocznie z niewiarygodnego źródła korzystałam  ;)
...więc trzy dni będę trzeźwiała... bo przede mną sztafeta. Dziś urodziny. Jutro rocznica ślubu (28!) , a pojutrze imieniny.  Przyznacie, że jestem bardzo praktyczna :) ... Raz a dobrze!
Zmykam więc, przygotowywać się do jutrzejszego najazdu na moje domostwo ;)
 Aaaa, jeszcze o czymś bym zapomniała. Pani Milena :)  ta, co to "nie szkoda jej czasu", z pretensjami do mnie  wyjechała, że się nie chwalę.  Ze mną jak z dzieckiem. Proszę bardzo moja droga ;) I w tym momencie przeistaczam się w chwalipiętę. ... bo w gazecie o mnie napisali :o , a dokładnie o mojej internetowej Galerii "Penelopia"  ...a przyznam, że dla mnie, szarej Myszki to nie chleb powszedni ... więc ten fakt, że w gąszczu internetowych galerii z rękodziełem moja skromna została zauważona, sprawił mi nie lada niespodziankę.




...i teraz już naprawdę zmykam robić wiraże . A w poniedziałek,  niech się wali i pali, a ja zasiądę z ziółkami przed komputerem by w końcu zacząć nadrabiać zaległości blogowe. Stęskniłam się już i czuję się nieswojo nie wiedząc co u Was słychać.

środa, 18 sierpnia 2010

Wróciłam...

... bynajmniej nie z wysp Bahama, o co podejrzewali mnie co niektórzy ;) ...może kiedyś...
Nie pławiłam się nawet w, łaskawych tego lata, promieniach słońca na naszych plażach. Mimo, że mam do nich przysłowiowy rzut beretem.
...więc co porabiałam? -a leniłam się bite 2 tygodnie ( jak przystało na porządny urlop -hłe,hłe) na szpitalnym łóżku. Mimo usilnych starań nie udało mi się wykręcić od tego aresztu. Oczywiście zabrałam jakieś wyszywanko krzyżykowe (mój niezbędnik w takich przybytkach), ale za wiele nie poszalałam. Rączki miałam zajęte prawie na okrągło kroplówkami :// Z resztą, nawet kiedy przemiłe "piguły" mnie uwalniały, to robota w rękach wcale mi się nie paliła. Normalnie jakby ktoś mi prąd wyłączył albo bateryjki wyjął z pewnego miejsca ;) ... no nic mi się nie chciało :/
Ale dosyć tego lenistwa. Nie pierwszy to raz się "posypałam", a teraz pozbierać się trzeba do kupy ;)
Otrzepuję więc swoje oklapnięte piórka i wracam... :))

A oto obiecany Kasiny pachwork.


 Zdecydowałam, że mogę uznać go za ukończony... choć z chęcią posiedziałabym jeszcze przy nim "trochę" doszywając kolejne ozdobniki. Przyznaję, wciągnęła mnie ta zabawa na całego i sprawia mi ogromną frajdę zszywanie tych szmatek, mimo, że jest to niezwykle czasochłonne zajęcie. Oj, namachałam się igiełką jak chyba jeszcze nigdy :o
I w końcu  mogę odhaczyć z mojej pękatej listy, ręcznie uszyty pachwork, który długo czekał na realizację.
A wszystko przez "Skrawki życia" -romans z Wininą Ryder ( oryg. "How to Make an American Quilt" 1995 )



Film, jak można się domyśleć o miłości :) . Typowy babski i chyba nawet żadna rewelacja, choć zdjęcia są naprawdę piękne i muzyka całkiem miła dla ucha.  Zapadł mi głęboko w pamięci, wprost mnie zmagnetyzował. Zakochałam się  ;) w .... babci głównej bohaterki i jej przyjaciółkach których pasją było szycie patchworków. Jak zaczarowana oglądałam sceny szycia niezwykłej narzuty, której motywem przewodnim są historie miłosne tych starszych pań.
...no i przepadłam z kretesem . Lata mijały, ale apetyt na zmierzenie się z tematem ręcznie szytego pachworku nie minął, choć już zaczęłam powątpiewać czy kiedykolwiek uda mi się zrealizować to marzenie.
A jednak spełniło się :))








Narzuta jest mięciutka i z pewnością przyda się również na jesienne chłody. Między warstwami wierzchnią i spodnią wyścieliłam cienką warstwę otuliny. Pikowałam oczywiście ręcznie.


Patchwork wylądował na łóżku mojej Małej Księżniczki ;)


 Obawy, że dorastająca panienka niekoniecznie zaakceptuje takie infantylne motywy, okazały się zupełnie niepotrzebne. Kasia jest zachwycona :)))


...a ja już mam pomysł na kolejny pachwork, taki bardzo wyjątkowy, osobisty. Zainspirowana filmem chciałabym zszywanymi skrawkami materiału opowiedzieć swoją historię miłosną. Szeroko się uśmiecham już do samego projektu :)  ...ale nie będę się z nim śpieszyła. Przeznaczę na niego kilka lat ...bo mam pewien plan... ale cicho sza! ;)

Tymczasem pozdrawiam wszystkich odwiedzających mój wirtualny zakątek serdecznie i cieplutko.
W najbliższych dniach mam nadzieję uporać się z zaległościami korespondencyjnymi, również blogowymi...