niedziela, 28 lutego 2010

Finał lutowego candy

Ostatnie minuty lutego upływają w umiarkowanym tempie z prędkością 60min na godzinę. I dobrze.
Czas zatem najwyższy aby przedstawić wszystkim zainteresowanym wyniki lutowej zabawy. Zabawy, której formuła troszkę została przeze mnie zmieniona, przez Was zaakceptowana, i co było dla mnie miłym zaskoczeniem -bardzo często komplementowana. Znaczy się, będzie kontynuacja zabawy w kolejnych miesiącach :)
A tymczasem spieszę donieść, że  losowanie opiekuna prawnego dla zakochanej parki królików zostało zakończone kilka minut po 23-ej. 
W komisji strzegącej prawidłowość losowania zasiadł sam pan Królik, w roli sierotki -wybranka jego serca :)
W pierwszej turze wylosowali szczęśliwy post, który przeszedł do tury drugiej.
Okazało się, że w lutym napisałam 6 postów, więc za maszynę losującą posłużyła kostka, która w nie jednej grze brała udział. Puszczona w ruch zatoczyła duży krąg i zatrzymała się pokazując dwa oczka.

Dwa oczka przypisane były do drugiego z kolei (w porządku chronologicznym) wpisu.
Tak więc wszystkie komentarze wpisane pod postem pt. "Gąski, gąski do domu!..." przeszły do drugiej tury.

...i spośród nich sierotka wylosowała szczęśliwy los.


Mam zatem zaszczyt ogłosić wszem i wobec, że opiekunką parki długouchych została .... (tu werble ) ....



Mamajudo -przyjmij moje gratulacje! ...i obowiązki wynikające z adopcji ;))
Jesteś zobowiązana stworzyć króliczkom cichy, ciepły kąt i sympatyczną atmosferę. One w zamian odwdzięczą się Tobie miłym towarzystwem i dobrą aurą. Będzie Wam dobrze razem. Jestem tego pewna :))
Żebym mogła wyprawić ten duecik w podróż, proszę o kontakt mailowy na mój adres:  myszasul@gmail.com i podanie adresu gdzie mają się zameldować wyżej wymienieni państwo Króliczkowie.

Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i zapraszam do kolejnej zabawy już niebawem. Bardzo niebawem ;)

poniedziałek, 22 lutego 2010

Trochę koloru i aksamitnego matu z taśmy produkcyjnej mojego drobiu.

Gęsi tekstylne nie próżnują. Wciąż nowe jaja składają. To mi się podoba. Warto było zarywać noce i naprodukować tyle gąsek ;) Właściwie już się przyzwyczaiłam każdego ranka sprawdzać co tam nowego mi wymodziły... jakie tym razem wyszły im mutacje.
Dzisiaj osłupiałam, bo nie dość,że moje gąski się wykazały piękną produkcją, to okazało się, że i kaczki drewniane, które bezproduktywnie stoją sobie w kuchni od paru lat, teraz najwidoczniej zapatrzyły się na swoje kuzynki i też im się zachciało ;)
No i mam jaja w brązach od brązowych kaczek. Nie błyszczą się jak porcelana, bo powierzchnia ich jest matowa, niemalże aksamitna. Niezwykle przyjemne w dotyku.
A kaczki same nie mogą wyjść z podziwu nad swoimi owocami ;)



Kolejne jajeczka, już nie w brązach a w moich ulubionych szarościach. To trochę powtórka z rozrywki, bo w ubiegłym roku robiłam podobne, jednak bez dodatków biżuteryjnych i wciąż nie wiem które lepiej się prezentują.  Podobnie jak te wyżej są wykończone w głębokim macie. W tej kwestii też trudno mi się zawsze zdecydować. Bo o ile te z połyskiem są może bardziej wytworne, sprawiające wrażenie delikatnej szlachetnej porcelany, to te matowe mają w sobie w zamian szlachetną naturalność i są niezwykle przyjemne w dotyku.
Mówiąc krótko: i to kusi i to nęci ;)

A na koniec 100%-owa powtórka z rozrywki.
Pracowicie wstawiając nowy towar jajeczny do mojej GALERII- sklepiku  również zamieściłam część ubiegłorocznej mojej produkcji.


 I na koniec jeszcze tercet, który darzę wyjątkowym sentymentem.


Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i ciepło ...pomimo mroźnego znowu dnia.

piątek, 19 lutego 2010

Gęsie jaja niespodzianki :)

...i kto by pomyślał, że moje tekstylne gąski zaczną się nieść.


 Zrobiły mi nie lada niespodziankę :) , kiedy gęganiem głośnym obwieściły tą radosna nowinę. Widać miały jakieś wyrzuty sumienia, że ich królewskie śnieżnobiałe krewniaczki nie spisały się z misją. Postanowiły najwidoczniej jakoś mnie udobruchać, cobym w gniewie nie skazała je na darcie piór.
Oj, gąski, gąski... ja przecież nie jestem taka zła ;)
Ale gąski komentarzy pewnie nie czytają i nie wiedzą, że przywróciłam immunitet i czekam cierpliwie na pomyślny powrót posłanek razem z wiosną.
Już teraz rozumiem dlaczego na południe poleciały. Doszły do wniosku, że nie będą się przed zimą płaszczyć, narażając się na zamrożenie. Polecą do wiosny, ją uproszą rzucając pod jej nogi linki  wszystkich blogów wzdychających do wiosenki. Przecież lepszych argumentów nie potrzebują. I wiosna zimę przegoni :))
Ot sprytne ptaszyska  ;)
Ja tymczasem mogę się cieszyć gęsimi jajami. Zobaczcie co mi naznosiły. Jeszcze cieplutkie ;)


 Wszystkich odwiedzających mój penelopowy zakątek pozdrawiam serdecznie ... i z uśmiechem czekam wiosny :)

poniedziałek, 15 lutego 2010

Porażka białych. Uśmiech na czerwonym.


Niestety, nie mam dobrych wieści. Jestem zmuszona podać do publicznej wiadomości, że misja moich gęsi zakończyła się fiaskiem. Jestem mocno rozczarowana, bo przecież miało być inaczej.
Już poważnie zaniepokoiłam się w dniu ich wymarszu 12 lutego, kiedy w komentarzach Monika ("5.monika" ) poinformowała mnie, że właśnie widziała (o godz. 13:25) moje stadko przelatujące nad Lesznem (możecie sprawdzić, że mówię prawdę).
Jak to, nad Lesznem??? O ile mi wiadomo Leszno jest zdecydowanie na południe od Gdyni. A moje królewskie gęsi miały się udać na północ przecież!
A namawiałam je, aby zabrały ze sobą GPS-a, który najkrótszą trasą popilotuje ich wyprawę do Królowej Śniegu. Obruszyły się na to, że niby nie uznają takich gadżetów... żebym je nie obrażała takimi propozycjami. OK!
Zbyt szybko jednak się poddałam, ufna w ich intuicję, szósty zmysł i  naturalne zdolności nawigacyjne.
Wygląda na to, że moje zaufanie było na wyrost. Dzisiaj doszły mnie newsy, że moje śnieżnobiałe obrały kierunek zdecydowanie na południe. Śródziemnomorskie klimaty je zwabiły. Jednym słowem -porażka!
Wniosek jednak trzeba wysnuć z tej opowiastki.
Nie po raz pierwszy okazało się, że znakomite pochodzenie nie pomoże... ba!, nawet błękitna krew ani uroda niezwykła, kiedy w głowie ptasi móżdżek ! ;)
 Uchylam niniejszym nadany wcześniej immunitet całemu stadku. Nie będę miała nic przeciwko temu, jeśli komuś jakaś sztuka wpadnie w ręce i oskubie ją na pierze. Doigrały się ptaszyny!
...a nam pozostaje dalej z utęsknieniem wypatrywać wiosny. Kiedyś w końcu nadejdzie ... ech...

A teraz zmiana koloru :)
Wczoraj z samego rana, ledwie oczy otworzyłam, moja Kasia ze słodkim uśmiechem obdarowała mnie takim oto serduchem, własnoręcznie uszytym rzecz jasna :))

... no i zmiękły mi nóżki,bo w tym polarowym sercu tyle jej serca!  Teraz było dla mnie jasne jej tajemnicze zachowanie w ostatnich dniach. Oczywiście wymodziła to serducho potajemnie. Moja córcia uwielbia robić takie niespodzianki. 
I co z tego, że nie jestem zagorzałą zwolenniczką Walentynek. Cieszyłam się jak nie wiem! co :))
Nie jestem zwolenniczką, ale i nie  przeciwniczką.
To importowane święto nie przeszkadza mi w sumie tak, jak chociażby Halloween, które oficjalnie zwalczam. Ponieważ jestem notorycznie zakochana, uważam, że każdy pretekst jest dobry aby wyznawać sobie uczucia.
Oby tylko nie dać się wkręcić w ten marketingowy szał. Brrrr!!!
A przy okazji zaprezentuję Wam wiersz o miłości, który jest dla mnie wyjątkowy. Wiersz, autorstwa mojej Kasi. Dwa lata temu na Dzień Matki dostałam od niej jej pierwszy "tomik" wierszy (zeszycik na zdjęciu z sercem) Wykonała go samodzielnie od A do Z... oczywiście w tajemnicy. Miała wówczas 8 lat. Już wcześniej lubiła bawić się rymami. Jej wierszyki zawsze bardziej nas bawiły niż zachwycały.Ot, takie tam dziecięce rymowanki. Ten jednak zachwycił mnie wyjątkowo. Zdaję sobie sprawę z tego, że moja ocena jest mocno subiektywna... dlatego jestem ciekawa Waszych opinii. 


Oto wersja drukowana:

"O zakochanym liściu

Na zwiastuny wiosny,
pewien liść radosny,
zakochał się w róży,
co pięknie wróży.
Ona mrugnęła doń okiem,
ten odpowiedział wzrokiem.
Spadł on na nią w końcu 
i się tulili w słońcu."

Mimo upływu lat ten wiersz dla mnie pozostał wyjątkowy. 
A Kasia w dalszym ciągu kleci swoje wierszydła. Udają jej się lepsze i gorsze. Coraz częściej trafiają się refleksyjne. Ba! wszak to już panienka 10-letnia ;)) ... co jakiś czas wpada mi do rąk jakiś skrawek kartki z nabazgranymi wersami. Zatrzymuję się na chwilę, by zobaczyć co w jej główce siedzi i duszy gra... ;))

piątek, 12 lutego 2010

Gęsia misja...

Dzisiaj znowu ktoś tam na górze chyba rozpruł pierzynkę, bo biały puchowy spadł śnieg...
Z miną marsową chwyciłam za łopatę i wzdychając do wiosny wpadłam na takowy planik.
Wyślę posłów do tej męczącej białej pani. Może da się ubłagać i pójdzie sobie gdzie raki zimują.
Z misją wysłałam śnieżnobiałe moje gęsi licząc, że już ich barwa zjedna  zlodowaciałe serce Królowej Śniegu.  A żeby rozmowy odbywały się na odpowiednio wysokim szczeblu, oddelegowałam gęsi królewskie ze świtą do zadań specjalnych. Nie mogło być inaczej ;)


Czeka je długa droga przez zamiecie, zawieje... ale świadome wagi swojego posłannictwa nie próbowały nawet się wykręcać. Wręcz przeciwnie, przyjęły tą misję z wielkim zaszczytem. W zamian zyskały immunitet, który uchroni je przed marnym "końcem". Nie rozstaną się nigdy ze swoimi piórami!
Nikt nie wypcha nimi żadnej poduszki, ani pierzyny....  Nie wyobrażacie sobie jak pokrzepiająca jest dla nich ta pewność.
A jak skuteczne się okażą? -zobaczymy.


Przed wyruszeniem w drogę odbyły naradę ...


Pożegnały swoich ukochanych. Czasem łzy są naprawdę ciężkie...kiedy znowu się zobaczą?...


W samotności kontemplowały...


Pójdą z pokojowymi zamiarami. Przekonają tą lodowatą, że ludzie zachwycają się nią nieustannie, bo jest piękna i urzekająca. Ale jeśli chce pozostać taką w ludzkiej świadomości, to musi tymczasem odejść.  Bo nic nie może przecież wiecznie trwać! Ludzie się nią znudzą i nie będą tęsknić... nie będą doceniać jej uroków. No przecież nie można być tak namolnym ;)  Wszak to niedyplomatyczne zachowanie nie przystoi królewskim istotom ...trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym...
(w dowolnym tłumaczeniu: ...no idź sobie, idź Ty wredna!...)

...a tymczasem my, żeby nie być gołosłownym, pozachwycajmy się Jej urokami...


...przegięłam???? ...a co tam, na koniec jeszcze akcencik prywaty ;)
Zobaczcie jak mój Odys przekomarza się z Zimą :)))

...i powiem Wam w zaufaniu, że takich facetów uwielbiam!  Z charakterem , fantazją i ...o wielkim sercu :))

...a tymczasem tęsknota mnie zżera :((

niedziela, 7 lutego 2010

Gąski, gąski do domu!...

Czy ktoś jeszcze pamięta taką dziecięcą zabawę? ...ale było przy niej pisków, kiedy dzieciarnia w roli gąsek uciekała przed złym wilkiem ;)
Tymczasem w mojej pracowni słychać gęgający chór, który czeka na wiosnę, odmrożone jeziora i zieloną trawkę ....